Mamy już drugi miesiąc nowego roku, a ja piszę dopiero swój pierwszy post. Oczywiście mam całkiem dobrą wymówkę- SESJA! Ten niezwykły okres treningów mojego mózgu, wytrzymałości psychicznej i przeczyszczania pęcherza kolejnymi porcjami kawy o drugiej w nocy jeszcze się nie zakończył, ale mam chwilę oddechu i chciałbym ją wykorzystać na opowiedzenie Wam o pewnym spektaklu. Zaufajcie mi, nie będzie to recenzja szpanująca faktem, iż czasem podejmuję próby odchamienia się. Zapraszam ;)
W styczniu wraz z teatrem, do którego należę, wybraliśmy się na spektakl, który miał się odbyć na scenie Akademii Teatralnej w Warszawie. Prawie nie miałem pojęcia, na co idę. Słyszałem tylko, ze grają tam osoby z dysfunkcjami, treść symboliczna, jacyś znajomi… YOLO! Byle zapomnieć choć na moment o nauce, lecz w sposób konstruktywny!
Co zobaczyłem?
Trudno opisać. „Szatnię”. W skrócie- o życiu. Wyczułem w tej sztuce niezwykłe poczucie humoru. Pewne obśmianie kruchości i słabości ludzkiej, ale nie w sposób jakkolwiek rażący. Gdyby nie hasło rzucone przez kogoś przed pokazem, że grają w nim osoby niepełnosprawne, być może zupełnie bym się na tym nie skupił, bo ujrzałem taką precyzję, współpracę, wzajemne wyczucie, naturalność na scenie, że pozazdrościłem aktorom . Trudnym zadaniem, jest utrzymanie świeżości w wyrażaniu emocji, kiedy grasz swoją rolę po raz kolejny. A dorzućmy do tego stres!
O kim tak „głośno” piszę?
Po spektaklu była dyskusja i to ona dała mi ogromny zastrzyk inspiracji oraz refleksji. min. wypowiadał się jeden z akademickich profesorów, który mówił, że widział wiele podobnych działań artystycznych i zawsze odrzucającą jest próba udawania, że wszystko jest ok. Mam problemy z chodzeniem, ale usilnie próbuję Kroczyc, niczym modelka po wybiegu. Postacie, jakie nam aktorzy teatru Przebudzeni sprzedają, są wpisane w ich osobowości. Albo inaczej… to ich unikatowe cechy nadają treści bohaterom.
Również w tej początkowej fazie dyskusji, kiedy to wypowiedział się ten sam wykładowca, na tapetę wyszedł temat kategoryzacji tego rodzaju sztuki. Wykonywanej przez tego typu aktorów. Pojawiła się myśl, czy tego rodzaju sztuka mogłaby sama na siebie zarabiać. W pewnym momencie czułem, że zaczynamy popadać w bałagan koncepcji podpięcia teatru Przebudzeni pod znany nam system funkcjonowania innych teatrów. Myślę, że na dzisiaj możemy tylko obserwować. Takie wypowiedzi artystyczne wciąż są na tyle oryginalne, a zarazem dryfujące po wodach Tabu i Tolerancji, że nie jesteśmy w stanie ich całkowicie zdefiniować.
Teatr drogi, a teatr celu!
Nie jestem pewien, czy dokładnie takie słowa zostały użyte przez Panią Monikę Kazimierczyk, ale sens jej wypowiedzi był następujący: Istnieją dwie metody pracy nad spektaklem.
1. Teatr drogi- bierzemy swoje umiejętności na warsztat, problemy, które nas dotyczą, coś wspólnie tworzymy i najważniejszym w tym procesie nie jest finalny spektakl, a to, co zyskamy tworząc go.
2. Teatr celu- dążymy tylko i wyłącznie do tego, żeby zrealizować sztukę i ją wystawić.
Ta myśl, wywarła na mnie ogromne wrażenie, bo dotarło do mnie, że przez pewien okres pracy w teatrze amatorskim realizowałem tę druga metodę, przez co czułem mniejszą radość i poczucie rozwoju. Myślę, że dobry, profesjonalny teatr powinien posiadać cechy obu metod…
Zainteresowanych teatrem Przebudzeni odsyłam do fanpage’a: https://www.facebook.com/teatr.przebudzeni/?fref=ts
To by było na tyle w tym pierwszym i bardzo długim wpisie. Śmiało mogę rzec, iż na nowo startuje z moją działalnością. Mam nadzieję, że nowa grafika oraz treści przypadną Wam do gustu. Koniecznie piszcie o swoich wrażeniach oraz przemyśleniach.
Do następnego!