czwartek, 23 maja 2019

Wolontariat Europesjkii #EVS - oczekiwania vs. rzeczywistość!



   To nie będzie kolejny tekst promujący wymiany zagraniczne. Szczerze opowiem Wam, czym dla mnie był wolontariat europejski i jak pół roku mieszkania we Włoszech wpłynęło na moje życie….


   CZYM JEST EVS?



   European Volunteer Service to mniej znana formuła wyjazdów w ramach Erasmusa, która nie wymaga od Was bycia studentami. Wystarczy mieć od 18 do 30 lat. Na okres krótkoterminowy, lub długoterminowy wyjeżdżacie przeważnie do jednego z krajów europejskich, aby pracować dla wybranej organizacji. Zgłaszając się na projekt przyjmujecie założenia Waszych działań opisanych w infopacku np. praca z niepełnosprawnymi, pomoc w odrabianiu pracy domowej dzieciom, tworzenie dokumentacji w mediach społecznościowych, opieka nad zwierzętami w schronisku itp. W ramach wyjazdu macie zaoferowane mieszkanie, kieszonkowe oraz pieniądze na jedzenie. Przy dłuższych wyjazdach jest również możliwy dostęp do aplikacji pomagającej w nauce języka kraju, w którym pracujecie. Podobno nie jest ona skuteczna. Nie wiem z autopsji, bo jej nie używałem, lecz patrząc na efekty kształcenia moich kolegów, nie zastępowała ona tradycyjnych lekcji z drugim człowiekiem.


   MÓJ WYJAZD…


   W czerwcu 2018 r. byłem w trakcie aplikowania na wolontariat organizowany przez moją koleżankę. Miał on się odbyć w Grecji i polegać na prowadzeniu warsztatów teatralnych w szkole dla dzieci słabowidzących. Nieco później otrzymałem ofertę krótszego o dwa miesiące wolontariatu w Perugii, gdzie ponoć miałem nauczyć się montażu filmów, aby potem realizować wywiady w języku włoskim. Moja zachłanność, wewnętrzna attention whore domagająca się rozwoju w sferze mediów i brak konsekwencji w porzuceniu przerwanych studiów, nakłoniły mnie do zmiany decyzji. Naiwnie wierzyłem, że jak mi się nie spodoba, to szybko pojadę z Włoch do Grecji.


   NIESTETY TAK TO NIE DZIAŁA!


   Niedługo po tym, jak się zorientowałem, że organizacja mnie goszcząca, pomimo wcześniejszych rozmów, nie sprostała wymaganiom sprzętowym,  chciałem opuścić projekt i wtedy dowiedziałem się, że każdy wolontariusz rezygnujący z jednego wyjazdu nie może wyjechać na inny. Oczywiście są sytuacje wyjątkowe, jednak procedura zmiany nie była możliwa do realizacji w tydzień, a tyle mi zostało do rozpoczęcia pracy w Atenach.


   Postanowiłem odnaleźć się w trudnej sytuacji. Wypić piwo, które sam nawarzyłem. Szef organizacji KORA, obiecał dostarczenie dobrego sprzętu w niedługim czasie. Mijał sierpień, a już we wrześniu mieliśmy wprowadzić się do nowego, wynajmowanego mieszkania w Perugii. Tak jak mogliście czytać na moim blogu, początek mojej przygody miał miejsce w miejscowości Norcia, którą ponad dwa lata temu dotknęło trzęsie ziemi. Tam spędziłem cały sierpień, szkoląc się i czekając na nadchodzące…



   PORZUĆCIE OCZEKIWANIA I NADZIEJĘ!



   Pierwszą lekcją życia, jakiej zaznałem na wolontariacie było całkowite odrzucenie poczucia własności. Począwszy od nieustannie zmieniającej się przestrzeni noclegowej, aż po kradzione jedzenie z lodówki, czy też dzielenie się własnym sprzętem fotograficznym, którego wcześniej przecież nikt nie mógł dotykać, a co dopiero pożyczać.

   Kolejnym etapem było nowe mieszkanie, jak się okazało  wymagające remontu i systematycznego uzupełnienia sprzętu domowego. Nie czułem wtedy jeszcze jak bardzo może to być problematyczne. W końcu nie byłem już na wakacjach, a na 8 miesięcznej imigracji. Brakowało nam poczucia obecności lidera i realnego wsparcia osób dowodzących. Trapiły nas kłopoty z   komunikacją i brak wizji kolejnych celów. Po ponad miesiącu nie znaliśmy planu naszych działań, dopiero się wprowadzaliśmy, a sprzęt komputerowy miał trafić do naszych rąk w kolejnym miesiącu. Mowa tu o laptopach, a komputer będący głównym obiektem moich zainteresowań i wymagań sprzętowych pod kątem wzroku, został zakupiony pod koniec listopada.


   BRAK CELÓW - SPADEK MOTYWACJI



  Po dwóch miesiącach, w czasie zebrania dowiedzieliśmy się  o planie budowania contentu na YouTube. Mieliśmy tworzyć treści video także na Facebooka i tym wszystkim rozpocząć wielką promocję Kory! We wrześniu po raz pierwszy wróciłem do Polski wykorzystując swoje dni urlopowe. Chodziło wtedy o załatwienie kilku istotnych kwestii uczelnianych oraz medycznych. W praktyce czułem, że uciekam na wakacje do domu…  

   W tamtej chwili wciąż żyłem nadzieją na lepsze i na duchu podtrzymywała mnie nowa, obiecująca znajomość z Perugii. Dodatkowo zaraz miał ruszyć rok akademicki i nie wyobrażałem sobie alternatywnego planu na życie przez kolejne miesiące.



   KIM SĄ WOLONTARIUSZE EVS?


   Na wolontariat często decydują się osoby, które dopiero co ukończyły studia, lecz poszukują wciąż siebie i chciałby przeżyć coś więcej, zanim na dobre rozpoczną karierę zawodową, jak również ci, którzy życie studenckie mają przed sobą. Uważam, że ci drudzy są farciarzami decydując się na danie sobie odrobiny czasu. W mojej grupie od początku niestety był lekko depresyjny klimat. Atmosferę psuła bezczynność. Nie ma nic gorszego od poczucia braku celu, bycia potrzebnym i marnotrawienia życia. Bo wiecie, można się obijać, ale fajnie jest to robić na własnych warunkach. Kiedy macie swoich przyjaciół, możecie chodzić na zajęcia, które Was interesują, czy też pracować w fast foodzie, aby potem za zarobione pieniądze pójść do klubu. Wszystko to jednak jest wynikiem wyborów. A my żyliśmy w wiecznym wyczekiwaniu na nagłe wpadniecie lidera, który mówił nam, teraz pracujemy. Szybko nauczyłem się udawać, że pracuję i co tydzień dawać sprawozdanie z rzeczy, których tak naprawdę nie robiłem. Skupiłem się na budowaniu własnego życia i tworzeniu swojej własnej „misji”. Nawiązałem z ramienia Kory współpracę z lokalnym ESNem i tak oto posmakowałem nieco życia studentów uniwersytetu w Perugii. Zacząłem wyjeżdżać z nimi na wycieczki i brać udział w akcjach typu oddawanie krwi, czy Światowy Dzień Walki z AIDS. Dołączyłem do grupy teatralnej i inwestowałem w randkowanie, które przyniosło mi najlepsze efekty w rozwijaniu umiejętności językowych. Było mi łatwiej szukać nowych znajomych, bo jednak znałem nieco bardziej język włoski.

   LEPSZE CZASY...


   Pod koniec października zostałem zapytany przez mojego lidera, czy mógłbym się zajmować, jeśli nie mediami, dla których tam  przyjechałem. Zaproponowałem organizację i prowadzenie warsztatów przybliżających świat osób z dysfunkcjami wzroku. Pojawiła się też możliwość napisania aplikacji o dofinansowanie z środków unijnych na wymianę młodzieży. Była to najlepsza część mojego wolontariatu, bo właśnie wtedy zacząłem poznawać proces tworzenia tego typu inicjatyw. Napisałem swój pierwszy w życiu wniosek, który tuż przed świętami Bożego Narodzenia pojawił się na liście projektów zakwalifikowanych do realizacji! Dowiedziałem się o tym będąc już w Polsce i rozważając przerwanie EVSu.

W międzyczasie, pod koniec listopada poznaliśmy Centro Servizi Giovani, czyli odpowiednik polskich domów kultury. Miał on bogatą ofertę zajęć dla młodych mieszkańców, w tym lekcje języka włoskiego, w których braliśmy udział. W ramach działań tej instytucji, z ramienia KORY, prowadziliśmy warsztaty z tłumaczenia CV na j. angielski. Był to lepszy okres, kiedy mieliśmy narzuconych kilka obowiązkowych punktów dnia, tworzących strukturę pracy tygodniowej, jakiej nam brakowało od początku.   

Nowy rok przyniósł zmiany dla wszystkich! KORA rozpoczęła wolontariaty krótkoterminowe w innych miejscowościach, gdzie nasza ekipa jeździła i tworzyła reportaże. Ruszyliśmy z naszymi social media i filmiki montowane wcześniej przez moje koleżanki ujrzały światło dzienne. Ja w tym czasie z przyczyn zdrowotnych i rodzinnych powróciłem do Polski. Nie był to jednak koniec.

   BO MĘŻCZYZNĘ POZNAJE SIĘ PO TYM, JAK KOŃCZY...



   W marcu powróciłem do Włoch, aby dokończyć realizację wymiany młodzieży, nad którą pracowałem zarówno w Perugii, jak i potem w Polsce. Na bieżąco relacjonowałem moim odbiorcom cały proces przygotowawczy. Projekt budził zainteresowanie! Dostępność kultury i turystyki w krajach europejskich. Tak naprawdę w krajach uczestników, którzy się na tym projekcie spotkali. Byli oni z Polski, Włoch, Macedonii oraz Rumunii. To był magiczny czas, kiedy mogłem spojrzeć na Perugię w zupełnie inny sposób. W czasie trwanie wymiany nauczyłem się wiele praktycznych umiejętności, których pragnąłem i czułem, że inni też się uczą. Uczestnicy projektu byli różni, piękni i otwarci na wzajemne doświadczanie swojej wrażliwości: niewidomi, słabowidzący i zupełnie pełnosprawni. Myślę, że tym projektem również pomogłem zrozumieć moim liderom, jak ważne było dla mnie zapewnienie mi dobrych warunków pracy od samego początku. Ten finalny projekt był ogromnym sukcesem dzięki wielu osobom. Na tyle dużym, że wieści szybko dotarły do szefa organizacji przebywającego w Estonii. Podobno władze Perugii domagały się podobnych działań…. Ba! Mieszkańcy prosili o podobne projekty!

   Opuszczałem to miasto w styczniu z poczuciem porażki i depresji, a wracając z niego po wymianie młodzieży „One look one culture” byłem przepełniony zupełnie inną, pozytywną energią.


   Na mojej stronie Facebook możecie znaleźć przepiękny filmikukazujący ten projekt. Ciekawostką jest fakt, że stworzyła go, na moją prośbę, dziewczyna, z którą od początku się nie lubiłem, a w czasie szkolenia z montażu filmów musiałem współpracować.  Na koniec rozstaliśmy się jako przyjaciele. Jej zdaniem to był nasz ostatni raz, bo nie wierzy w możliwość podobnego przecięcia szlaków. Na początku EVSu nie wierzyła w miłość i nienawidziła siebie, a na końcu potrafiła wyznać mi, że będzie za mną tęsknić, z uśmiechem, który emanował czymś dobrym. Wiedziałem od początku, że jest w niej ten potencjał!



   CZY ŻAŁUJĘ WOLONTARIATU?


   Nie warto żałować, bo chyba żadna decyzja nie może być całkowicie zła lub dobra. Po czasie widzę wiele swoich błędów i pewnie zawsze będę się zastanawiał, co by było, gdybym pojechał do Grecji?    

    
   Jeżeli macie jakieś pytania zwiazane z EVSem, lub chcielibyście podzielić się swoimi doswiadczeniami, koniecznie napiszcie o nich w komentarzach/

   Do następnego

środa, 8 maja 2019

LGBT + NIEPEŁNOSPRAWNI = ?




   Homoseksualność, czy też ogólnie pojmowane LGBT, jak również niepełnosprawni to dwa gorące tematy! 
   W połączeniu, z pozoru, tworzą mieszankę wybuchową, lecz w rzeczywistości wywołują jedynie chwilową konsternację, bo chyba nikt nie zakładał, że osoby niepełnosprawne są wykluczone z życia seksualnego. Mój blog głównie koncentruje się na słabowidzących oraz niewidomych, jednak tyczy się to także innych "przypadków".

    Pod jednym z moich ostatnich artykułów a'propos życia i rozwoju seksualnego osób z dysfunkcjami wzroku pojawiły się wyrazy oburzenia użytkowników Facebooka, że uznałem niewidomych za odmieńców  niezaznających orgazmu. Domyślam się, że autorzy tego typu wypowiedzi, zapoznali się jedynie z tytułem wpisu.

  
   Co łączy niepełnosprawnych i LGBT?

   
  Brak zrozumienia i walka o nie!

   Trudno oczekiwać aby każdy z nas miał na tyle wystarczająco determinacji by zgłębiać tajniki edukacji z zakresu pomagania niewidomym, czy np. języka migowego. Jednym życie i ich potencjał wrażliwości pozwala na walkę z zanieczyszczaniem środowiska, inni dokarmiają bezpańskie psy, a są i tacy, co wspierają budowę uli dla pszczół. Wszystkie te inicjatywy są w jakiś sposób ważne. Jeśli chodzi o LGBT, czy też osoby niepełnosprawne, to zaczynamy o nich myśleć i usiłujemy zrozumieć, kiedy ktoś z naszych bliskich lub my sami należymy do tej grupy. W efekcie trwają akcje nawołujące do niepozostawiania hulajnóg na środku drogi, by przykładowo osoba z dysfunkcją wzroku nie zrobiła sobie krzywdy, czy też kampanie walczące z homofobią w szkołach. Są zarówno mniejsze akcje społeczne, jak i większe zmieniające polskie prawo na korzyść obu tych grup.

   Wykluczenie społeczne oraz zawodowe!

   Nie wymaga to raczej większego komentarza. Myślę, że w obu przypadkach zmienia się to na lepsze. Ostatnie dziesięć lat przyniosły duże zmiany w świadomości Polaków. Zmiany w systemie edukacji, liczne kampanie społeczne i inne projekty wypromowały wiedzę na temat obu tych grup społecznych. Oczywiście wciąż dużo pracy przed nami.



   Nie wypowiadałbym się na żaden z tych tematów, gdybym się z nimi nie utożsamiał. W obu przypadkach mogę przytoczyć historie świadczące o głęboko zakorzenionych stereotypach.  Moi znajomi odmawiają mi nazywania siebie osobą niepełnosprawną, bo „jestem normalny. W rzeczywistości często potrafię ukryć fakt, iż posiadam jedynie 10% wzroku. Na co dzień nie poruszam się z białą laską, a moje okulary wyglądają na zerówki. Niedawno ktoś mi zasugerował, że moja przypadłość jest niewystarczająco medialna, bo nie sprawiam wrażenia inwalidy. Media niestety pogłębiają panujące stereotypy chcąc ukazywać same skrajne przypadki i jak dowodzą ostatnie wydarzenia związane z uczestniczką programu „Dancing With The Stars” Joanną Mazur, bardzo często odbiera się wizerunek osoby zrehabilitowanej, godnej naśladowania, w zamian serwując nieprawdziwy obraz ofiary losu.

    W temacie LGBT: koleguję się z osobą o konserwatywnych wartościach i moment w którym powiedziałem jej o swoich preferencjach był dla niej lekkim szokiem. Usłyszałem z jej ust słowa: „Nie mam nic do Ciebie, ale uważam, że homoseksualizm jest rzeczą nienormalną”.

   Również moi znajomi z grona osób pełnosprawnych po zderzeniu się z niektórymi blind ziomkami doznawali olśnienia: To niewidomi mogą chodzić bez problemu po mieszkaniu nie wpadając na innych? Niewidomi potrafią być weseli i można się z nimi dobrze bawić? Ona jest taka ładna i robi tyle rzeczy w swoim życiu, choć nie widzi? On naprawdę ogląda Netflixa, choć nic nie może zobaczyć? Itp. itd.

      Ostatnim wspólnym mianownikiem osób homoseksualnych oraz niepełnosprawnych są: 
   
   TRUDNOŚCI W BUDOWANIU RELACJI

   Dokładniej mam na myśli wyzwania z tym płynące i to jest moment, w którym chciałbym połączyć te oba przypadki w jeden.
   Odniosę sie do badań w zakresie seksualności, które w listopadzie ubiegłego roku przeprowadziłem na grupie 70 osób niepełnosprawnych wzrokowo.  Część wyników tamtych badań udostępniłem w jednym z poprzednich wpisów. 


   13% ankietowanych zaznaczyło, że nie jest hetero-normatywna, a podkreślam, że były to tylko osoby z problemami wzrokowymi.

 65,7% badanych przyznała, że ma w gronie swoich znajomych osoby o innej orientacji seksualnej, niż hetero. W tym 30, 4% to również słabowidzący oraz  niewidomi.  

   Osobiście świadomie znam 5 osób z blind branży, które nie są heteronormatywne. Jeżeli czytaliście mój wpis dotyczący związków osób z problemami wzrokowymi i sposobów naznalezienie miłości, wiecie, że nie jest to łatwe. Nie jest tak łatwo chłopakowi słabowidzącemu wychwycić zalotne spojrzenie koleżanki i zrobić następny krok, lub podejść do przypadkowej dziewczyny w klubie i zagadać. Z gejami jest podobnie. Żyjemy w czasach, kiedy hetero potrafią być bardziej zniewieściali od homo i naprawdę trzeba być ostrożnym. Różnica jest taka, że chłopak hetero podbijający do dziewczyny bez powodzenia co najwyżej może się ośmieszyć. W sytuacji osoby nieheteronormatywnej może się to skończyć nawet aktem agresji.

   Jeszcze większe wyzwanie stanowią aplikacje randkowe oparte na zdjęciach, czyli walorach wizualnych, niedostępnych dla każdego. Czekam na czasy, w których aplikacje randkowe zamieszczą możliwość nagrania próbki głosu, która pewnie zdradziłaby więcej, niż profil na Instagramie 😉

   Przy okazji omawiania randek osób hetero wspominałem już o zagrożeniu bycia wykorzystanym. Socjopatów czekający na bezbronnych inwalidów zdanych na łaskę pana nie brakuje.


   NOBODY'S PERFECT... szczególnie ja! 

    Nie uznaje siebie za osobę w pełni tolerancyjną. Jestem wręcz przekonany, że gdybym miał zdrowe oczy i był zupełnie heteronormatywny, byłbym homofobem i wyśmiewającym innych dupkiem. Nawet teraz bywam, choć w innych sferach życia. W czasie ostatniej wymiany młodzieży, którą miałem przyjemnośćorganizować, po raz pierwszy świadomie zetknąłem się z osobą transseksualną. Chłopak, który nie czuje się dobrze w swojej skórze, bo fizycznie jest kobietą. Nikt by nie pomyślał. Drobnej postury, nieśmiały, a jednocześnie bardzo życzliwy człowiek. Jednak zderzenie się z tym tematem było dla mnie na tyle nowe i nie do pojęcia, że rozmawiałem o tym z kilkoma osobami, aż do momentu kiedy moja koleżanka zganiła mnie, za przykuwanie do tego faktu takiej uwagi, jakby ta osoba miała wypisana na czole TRANS. A było wręcz odwrotnie- nie emanowała tym w żaden sposób. Poczułem wstyd, a jednocześnie zrozumiałem, że właśnie dotarłem do granic swojej otwartości umysłu. Granic, które zostały na nowo przesunięte. Zazwyczaj tak bywa, kiedy nie stykacie się ze zjawiskiem, a z człowiekiem. Ludzie potrafią nienawidzić katolików i mieć za przyjaciół osoby praktykujące. Nie akceptować gejów i składać co roku życzenia znalezienia miłości swojemu koledze homoseksualiście.   

   A Wy gdzie macie swoje granice zrozumienia tego, co nietypowe?
   Czekam na Wasze opinie i zapraszam do dyskusji szczególnie na stronie facebook: Słabowidzący- dobrze myślacy ;)

   Do następnego!