czwartek, 23 sierpnia 2018

Różowy podkoszulek w klasztornej celi

   Zapach czosnku, oliwy, pomidorów I pokrojonego melona. Głośne brzmienie dubstepu I przebijający się głos szefa kuchni mówiącego do mnie po włosku. Słucham go  dynamicznie ścierając ser nad ogromną brytfanną wypełnioną warstwami grillowanej cukinii, szynki prosciutto oraz sosu pomidorowego. Witamy w klasztornej kuchni na wymianie młodzieży w Perugii.
   
   Zaraz! Jak to w klasztorze?

   Tym prawdopodobnie jest miejsce znajdujące się na wzgórzu w mieście słynącym z uniwersytetu dla obcokrajowców. Małe pokoje z drewnianymi oknami, niektóre  wyposażone w biblioteczki składającą się z Biblii w różnych wydaniach. Korytarz wykończony łukami I wszędzie porozwieszane  ikony lub zdjęcia relacjonujące wizytę papieża. Hitem jest tzw. activity room, czyli miejsce w którym odbywają się niektóre zajęcia oraz występy uczestników projektu. Jest to miejsce z pozoru przypominające kaplicę. Wyciemnione z krzyżem po środku, a także z amboną i figurą Maryi. Zniszczone freski na ścianach i galeria po bokach, wyjaśniająca funkcję tego miejsca. Półki wypełnione książkami oraz czasopismami religijnymi- klasztorna biblioteka. Podobno do tego miejsca przybywają nażeczeni aby pokontemplować znaczenie małżeństwa. 

   Obecnie jednak trudno mówić o medytacji, chyba że zalicza się do niej blancik w przerwie między przygotowywaniem posiłków. 

   - Co studiujesz? - pytam mnie kucharz, sięgający mi do ramienia, krótko obcięty z lekkim siwymi przebłyskami na czuprynie.

   -La lingua e letteratura italiana
Mężczyzna otwiera szeroko oczy i zaczyna się śmiać.

   -Nawet ja nie znam się na tym. Po co Polak studiuję kulturę Włoch? Przez dwa tygodnie poznasz w tej kuchni całą włoską kulturę.
Następnie gestykulując pokazuje, że chyba z braku pomysłu po pijaku wybrałem kierunek studiów.

   Obecnie siedzę pod obcym hotelem, łapiąc tutejsze wifi.  Dochodzę do wniosku, że od mojego przyjazdu na wolontariat minęło 16 dni. Przez ten czas uczę się adaptować do nowych warunków I prawdziwych różnic kulturowych. W końcu mieszkam pod jednym zdachem z ludźmi z różnych stron świata. Współpraca przy jednym filmie z dziewczyną, która nie odpuszcza I twierdzi, że nie potrafi powiedzieć "kocham". Współlokator z grzybicą stóp, rzadziej zmieniający ubrania, czy finalnie wspólna lodówka, a co za tym idzie, konflikt wynikający z niepodpisanego sera, który w skutek nieoznaczenia zniknął po jednej nocy.

   Ciekawym jest również obserwowanie kraju z perspektywy "obcego", znającego w praktyce język kraju, w którym mieszka. W  małomiasteczkowej Norcii spotkałem wiele spojrzeń w sklepach, szczególnie od osób starszych, które wykazywały zainteresowanie niczym programem przyrodniczym na Animal Planet. Czasem usłyszałem pytania skierowane do moich włoskich kolegów:

   -kim jest ten wysoki?
Warto widzieć zawstydzenie takich ludzi, kiedy słyszą.

   - To Polak. Dobrze mówi po włosku

   Dziwiło mnie, jak często pokazaliśmy na uczelni temat stereotypów oraz uprzedzeń. Parę lat temu, nie znając dobrze mieszkańców Półwyspu Apenińskiego sądziłem, że to niezwykle otwarta i ciepła nacja. Kto nie lubi typowego Włocha, melodyjne paplającego na środku ulicy? Nie wspomnę już o rozbudowanej gestykulacji. Mimo wszystko, nie są to ludzie o szczególnie otwartym umyśle. 
   Doświadczyłem tego, pomagając pewnego razu przy zagarnianiu piasku z placu św. Benedykta, po pokazie akrobatyki konnej. Byłem wtędy ubrany w różowy t-shirt. Jeden z robotnikòw dwukrotnie pokazywał mi, jak powinien machać łopatą, mimo iż nieodbiegałem specjalnie od reszty. Za trzecim razem zwrócił się do mnie słowem "Finocchio" co w dosłownym tłumaczeniu oznacza "koper", lecz kulturowo jest również odpowiednikiem polskiego "pedała". Z taką postawą można spotkać się nawet w kraju powszechnie uważany za otwarty, jednak tym bardziej taka sytuacja boli, jeśli oferujecie pomoc przy pracy fizycznej zupełnie za free. 
   Podsumowując moje dotychczasowe doświadczenia: decydując się na tego typu przygodę, jak i każdą inną, trzeba wyzbyć się oczekiwań. Dzięki temu nie możecie poczuć się zawiedzeni, a łatwiej jest przywyknąć do nowych warunków. Staram się nie oceniać, a obserwować, by móc lepiej zrozumieć co kryje się za opadami zielska, kolejnym kieliszkiem wina, czy przebiegniętym maratonem.

   Pozdrawiam z Perugi

   Do następnego!

środa, 15 sierpnia 2018

Buon Ferragosto!

Piszę po raz pierwszy od dawna używając jedynie telefonu, w oczekiwaniu na wolną łazienkę. Przede mną rozpościera się korytarz łudząco podobny do szpitalnego. Zielonkawo- szara podłoga, białe plastikowe ściany i sufit spod którego widać szerokie jażeniowe lampy. Kilka pojedyńczych, plastikowych, niebieskich krzeseł i szerokie, do połowy przeszklone drzwi, które co prawda nie prowadzą do sal pełnych pacjentów, lecz do pralni, pryszniców, toalet, czy też pokoju dziennego. Dookoła na tle szarości wyróżniają się papierowe dekoracje.

W tym momencie przechodzi koło mnie pokaźnej postury elegancko ubrana Włoszka. Pani w średnim wieku, krótko obcięta, w makijażu, który zdecydowanie jest odświętny. - Buon Ferragosto! - wołam z uśmiechem, na co kobieta odpowiada tymi samymi słowami dodając: - Baci!
Podchodzi i wymieniamy się dwoma całusami w policzki. To jej dom, jeśli tak można nazwać kontener, w którym zgromadzono ok. 40 osób. W całym kompleksie mieszka ponad 60 mieszkańców Norci oraz wolontariusze z programu EVS. Wszystko za przyczyną trzęsienia ziemi, które w niewielkiej miejscowości w regionie Umbria, położonym w centralnej części Włoch, dorobek wielu obrócił w pył i gruz. Miejsce znane z bazyliki św. Benedykta i najlepszej dziczyzny.

                                         
Marina, bowiem tak ma na imię Włoszka, z którą wymieniłem się buziakami, przeżyła w swoim życiu 3 tego typu kataklizmy. I z pewnością może uchodzić za lokalną bohaterkę. To ona od samego początku istnienia tymczasowych domów łagodziła konflikty między rodzinami. Dzień wcześniej opowiedziała nam o tym, opisując kataklizm z 2016 r i to co się wydarzyło po nim.



Przyjechałem tu, by przez 8 miesięcy pracować, jako wolontariusz dla stowarzyszenia KORA. Głównym moim zadaniem ma być relacjonowanie działań i dokumentowanie ich w formie video. Jestem w trakcie szkolenia z montażu i operatorki. Wiele rzeczy odkrywam, inne wiem, a pozostałych nie widzę. Ten wyjazd już jest trudny, a jednocześnie owocny w tematy godne poruszenia. Nie każde przyjemne doświadczenie musi być dla nas wartościowe, a nieraz te pokryte bólem, potem i krwią są najbardziej kształtujące. Dziś w Polsce obchodzimy Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny, a tu, we Włoszech również Ferragosto, czyli pogańskie święto nazwane na cześć cesarza Augusta, celebrowane w związku z zakończeniem zbiorów. Wiąże się ono z zabawą i dniem wolnym. Przekonam się jak w Norci jest ono obchodzone, ale nim to nastąpi chcę pójść na mszę... to nic, że tu wszystkie kościoły są zawalone. Bycie zagranicą budzi we mnie silną chęć celebrowania święta, którego lokalni nie rozumieją. Chodząc do kościoła staję się bardziej egzotyczny, niż nosząc różowy podkoszulek, o czym opowiem wam w kolejnym poście...
Do następnego!
BUON FERRAGOSTO!