Zapach czosnku, oliwy, pomidorów I pokrojonego melona. Głośne brzmienie dubstepu I przebijający się głos szefa kuchni mówiącego do mnie po włosku. Słucham go dynamicznie ścierając ser nad ogromną brytfanną wypełnioną warstwami grillowanej cukinii, szynki prosciutto oraz sosu pomidorowego. Witamy w klasztornej kuchni na wymianie młodzieży w Perugii.
Zaraz! Jak to w klasztorze?
Tym prawdopodobnie jest miejsce znajdujące się na wzgórzu w mieście słynącym z uniwersytetu dla obcokrajowców. Małe pokoje z drewnianymi oknami, niektóre wyposażone w biblioteczki składającą się z Biblii w różnych wydaniach. Korytarz wykończony łukami I wszędzie porozwieszane ikony lub zdjęcia relacjonujące wizytę papieża. Hitem jest tzw. activity room, czyli miejsce w którym odbywają się niektóre zajęcia oraz występy uczestników projektu. Jest to miejsce z pozoru przypominające kaplicę. Wyciemnione z krzyżem po środku, a także z amboną i figurą Maryi. Zniszczone freski na ścianach i galeria po bokach, wyjaśniająca funkcję tego miejsca. Półki wypełnione książkami oraz czasopismami religijnymi- klasztorna biblioteka. Podobno do tego miejsca przybywają nażeczeni aby pokontemplować znaczenie małżeństwa.
Obecnie jednak trudno mówić o medytacji, chyba że zalicza się do niej blancik w przerwie między przygotowywaniem posiłków.
- Co studiujesz? - pytam mnie kucharz, sięgający mi do ramienia, krótko obcięty z lekkim siwymi przebłyskami na czuprynie.
-La lingua e letteratura italiana
Mężczyzna otwiera szeroko oczy i zaczyna się śmiać.
Mężczyzna otwiera szeroko oczy i zaczyna się śmiać.
-Nawet ja nie znam się na tym. Po co Polak studiuję kulturę Włoch? Przez dwa tygodnie poznasz w tej kuchni całą włoską kulturę.
Następnie gestykulując pokazuje, że chyba z braku pomysłu po pijaku wybrałem kierunek studiów.
Obecnie siedzę pod obcym hotelem, łapiąc tutejsze wifi. Dochodzę do wniosku, że od mojego przyjazdu na wolontariat minęło 16 dni. Przez ten czas uczę się adaptować do nowych warunków I prawdziwych różnic kulturowych. W końcu mieszkam pod jednym zdachem z ludźmi z różnych stron świata. Współpraca przy jednym filmie z dziewczyną, która nie odpuszcza I twierdzi, że nie potrafi powiedzieć "kocham". Współlokator z grzybicą stóp, rzadziej zmieniający ubrania, czy finalnie wspólna lodówka, a co za tym idzie, konflikt wynikający z niepodpisanego sera, który w skutek nieoznaczenia zniknął po jednej nocy.
Ciekawym jest również obserwowanie kraju z perspektywy "obcego", znającego w praktyce język kraju, w którym mieszka. W małomiasteczkowej Norcii spotkałem wiele spojrzeń w sklepach, szczególnie od osób starszych, które wykazywały zainteresowanie niczym programem przyrodniczym na Animal Planet. Czasem usłyszałem pytania skierowane do moich włoskich kolegów:
-kim jest ten wysoki?
Warto widzieć zawstydzenie takich ludzi, kiedy słyszą.
- To Polak. Dobrze mówi po włosku
Dziwiło mnie, jak często pokazaliśmy na uczelni temat stereotypów oraz uprzedzeń. Parę lat temu, nie znając dobrze mieszkańców Półwyspu Apenińskiego sądziłem, że to niezwykle otwarta i ciepła nacja. Kto nie lubi typowego Włocha, melodyjne paplającego na środku ulicy? Nie wspomnę już o rozbudowanej gestykulacji. Mimo wszystko, nie są to ludzie o szczególnie otwartym umyśle.
Doświadczyłem tego, pomagając pewnego razu przy zagarnianiu piasku z placu św. Benedykta, po pokazie akrobatyki konnej. Byłem wtędy ubrany w różowy t-shirt. Jeden z robotnikòw dwukrotnie pokazywał mi, jak powinien machać łopatą, mimo iż nieodbiegałem specjalnie od reszty. Za trzecim razem zwrócił się do mnie słowem "Finocchio" co w dosłownym tłumaczeniu oznacza "koper", lecz kulturowo jest również odpowiednikiem polskiego "pedała". Z taką postawą można spotkać się nawet w kraju powszechnie uważany za otwarty, jednak tym bardziej taka sytuacja boli, jeśli oferujecie pomoc przy pracy fizycznej zupełnie za free.
Podsumowując moje dotychczasowe doświadczenia: decydując się na tego typu przygodę, jak i każdą inną, trzeba wyzbyć się oczekiwań. Dzięki temu nie możecie poczuć się zawiedzeni, a łatwiej jest przywyknąć do nowych warunków. Staram się nie oceniać, a obserwować, by móc lepiej zrozumieć co kryje się za opadami zielska, kolejnym kieliszkiem wina, czy przebiegniętym maratonem.
Pozdrawiam z Perugi
Do następnego!