W ostatnim tygodniu brałem udział w warsztatach
aktywizujących zawodowo organizowanych przez PZN (Polski związek Niewidomych).
Spotkałem parę inspirujących osób z problemami wzrokowymi. Niewidomych i słabowidzących
z dysfunkcjami nabytymi w wyniku wypadków oraz wrodzonymi. Ludzie na zupełnie
innych etapach rehabilitacji przystosowującej do życia w chorobie. Jedni po
przepracowaniu 30 lat, jako kierownicy budowy, spełniający swoje powołanie w zawodzie
nauczyciela i tacy, którzy dopiero wchodzą w karierę zawodową.
To, co większość z tych ludzi łączy, to nagły JEB!
Chwila, w której niepełnosprawność daje o sobie znać w
najmniej oczekiwanym momencie.
Jak sobie z tym poradzić? Jak żyć nie będąc ani
niewidomym, ani pełnosprawnym? Jak się przygotować na ewentualną całkowitą
utratę wzroku?
Zanim wypowiem się na ten temat, muszę wspomnieć, ze
pisząc to mam w głowie również sytuacje życiowe moich znajomych ze szkoły dla
osób niedowidzących. Osoby cierpiące nie tylko na dysfunkcje wzroku, ale
również na tle innych przewlekłych schorzeń. Widzę, jak uciążliwym jest dla
nich zmotywowanie się do jakichkolwiek działań, dążących ku samorozwojowi, bo
ustalmy!
Kto z Was chciałby ślęczeć nad książkami, przygotowując
się do egzaminów na studia w momencie, kiedy raz w miesiącu lądujecie w
szpitalu z powodu pogarszającego się stanu zdrowia, kolejnego zapalenia
spojówki, lub funkcjonujecie jak naćpani z powodu silnych leków podtrzymujących
Wasze widzenie?
Nikt!
A jednak lata lecą, a żyć trzeba!
Uważam, że rozwiązaniem tej sytuacji, może być przygotowanie
się na najgorsze. To może zabrzmieć dziwnie, bo kiedy sam chodziłem jeszcze do
gimnazjum kpiłem z nauki alfabetu Brille’a, bo twierdziłem, że nigdy mi się on nie
przyda. Rzeczywiście na dzień dzisiejszy potrafię czytać czarno druk, jednak
wiem, że umiejętność korzystania z tego narzędzia, tak jak umiejętność bezwzrokowego
pisania na komputerze mogłyby mi niejednokrotnie ułatwić życie.
Błędne koło.
Kreciki, które przez dłuższy okres swojego życia nie
decydują się na podjecie się rehabilitacji przystosowującej do funkcjonowania w
życiu prywatnym i zawodowym, jako osoba niewidoma, tracą coraz bardziej wzrok
na męczeniu się z czynnościami życia codziennego. Przestają czytać i robić coś
ponad to, czego wymaga egzystencja krowy. Tracą wiarę w sens swojego istnienia i
swoje możliwości. Popadają w depresję, a niejednokrotnie także zaniedbują swój
wygląd zewnętrzny i zdrowie. Mają również problem z tym, aby znaleźć miłość
swojego życia, bo kto chciałby się związać z kimś, kto nie potrafi kochać
samego siebie, kto jest zaniedbany i nieporadny?
To sprawia, że ich choroby na tle nerwowym pogłębiają
się, a oni mają kolejny argument ku temu, by nic ze sobą nie robić.
Finalnie otrzymujemy rencistę niepełnosprawnego w stopniu
znacznym, niezdolnego do wykonywania pracy i życia społecznego.
W czasie tych ostatnich warsztatów doszedłem do wniosku,
że nie ma warunków życiowych, które mogą nam zapewnić sukces w przystosowaniu
się do funkcjonowania społecznego. Poznałem ludzi, którzy nie mieli styczności
ze szkołami dla dzieci niedowidzących, a mimo to ciężką pracą nauczyli się radzić
sobie z życiem. Znam też ludzi, którzy po wieloletniej opiece ze strony
specjalnych ośrodków, nie potrafią dalej zapewnić sobie dobrej egzystencji wykraczającej
poza bazowaniem na zasiłku socjalnym.
My, słabowidzący nieustannie musimy walczyć o samych
siebie! Nikt tego za nas nie zrobi! Jesteśmy autonomiczną firmą i to my wyznaczamy
szkolenia i działania, która wykreują w nas produkt tak skuteczny i
interesujący dla świata, że będziemy wychwytywani w sferze zawodowej, czy
towarzyskiej! I nasze problemy zdrowotne nie będą w tym odgrywały żadnej roli!
Podsumowując:
Zapierdalać Drogie
Krety! Życie na Was czeka!
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz