Zapraszam Was do drugiej
części wywiadu z Moniką Dubiel, którą zapytałem o doświadczenia związane z
wymianami studenckimi zagranicą. Jak to wygląda z perspektywy osoby niewidomej?
Gdzie
byłaś na Erasmusie z uczelni?
Na samym Erasmusie byłam tylko
w Hiszpanii, Portugalii i na praktykach we Włoszech, a na wymianach
bilateralnych w Rosji i w Stanach zjednoczonych.
Jak
niewidomy może samodzielnie tak po prostu wyjechać do innego kraju, studiować,
dogadywać się z uczelnią, zdobywać nowych przyjaciół, ogarniać kwestie
żywieniowe i mieszkaniowe? Jak to zrobiłaś?
To było stopniowe. To był
jakiś efekt mojego usamodzielniania się. Tego, Że zdecydowałam się wyjechać do
Warszawy na studia. To był dla mnie taki duży krok… że musiałam nagle sama
zacząć się poruszać po obcym mieście, wiele rzeczy sobie załatwiać na uczelni,
czy takie życiowe sprawy, typu zrobienie zakupów itd. No i po dwóch latach
takiego samodzielnego życia w Warszawie stwierdziłam: no dobrze, to nie jest
takie trudne, więc teraz kolejnym krokiem będzie wyjazd zagraniczny.
Przed rozpoczęciem studiów
moim marzeniem był wyjazd do Barcelony i postanowiłam, że pojadę na Erasmusa
właśnie tam, zasadniczo, w momencie kiedy się dostałam na studia. No i dopiero
po jakimś czasie do tej decyzji dojrzałam. To był rok 2009 jak tam pojechałam.
Składając podanie o wyjazd musiałam zaznaczyć, że jestem osobą niewidomą, bo
tamta uczelnia musiała jakby na to się zgodzić. Musieli przyjąć do
wiadomości, że student, który potencjalnie do nich przyjedzie, jest studentem z
niepełnosprawnością i oni są w stanie zapewnić takie same warunki do nauki
jak całej reszcie. No i oczywiście wyrazili zgodę, wiec oni o tym wiedzieli.
I
w praktyce?
I w praktyce wyglądało to
tak, że niestety było Inaczej, niż w Polsce, bo ja byłam trochę przyzwyczajona
do standardu Uniwersytetu Warszawskiego, który dba o studentów z
niepełnosprawnością na bardzo wysokim poziomie. To znaczy, tutaj jest cała
pracownia komputerowa przeznaczona dla osób z niepełnosprawnością wzroku. Osoby
przychodzące na studia mogą np. wypożyczyć sprzęt na cały rok, czy komputer,
czy skaner, czy notatnik- cokolwiek.
Mogą też zgłaszać zapotrzebowanie na materiały np. że potrzebują
przeczytać taką i taką książkę i wtedy ten materiał jest adaptowany w taki
sposób, jaki oni potrzebują: jest skanowany, albo drukowany w braillle’u, albo
nagrywany.
No i myślałam, że gdzie jak
gdzie, ale na zachodzie będzie jeszcze lepiej. Więc okazało się, że nie do
końca. Jest bardzo rozbudowana działalność hiszpańskiego związku niewidomych i
oni faktycznie dużo robią, dużo zapewniają, no ale tylko członkom tego związku,
czyli Hiszpanom. Więc uczelnia ze swojej strony nie oferuje właściwie nic.
Wszystko zapewnia związek niewidomych, więc jak jest student, który nie jest
Hiszpanem to ma problem. Udało mi się wynegocjować w tym związku niewidomych kilka
godzin orientacji przestrzennej z instruktorką, natomiast z pozyskiwaniem
materiałów był problem. Nie udało mi się osiągnąć tego, żeby np. gdzieś mi
podręczniki skanowali. Na szczęście udało mi się dogadać z prowadzącymi
wykłady, bo tam bardzo powszechną praktyką było wyświetlanie slajdów w czasie
wykładów. I udało mi się z nimi dogadać, żeby mi te slajdy udostępnili, ale też
nie wszyscy. Niektórzy powiedzieli, że nie, bo jest to ich własność intelektualna
i że oni nie mogą tego udostępniać.
Na szczęście w Hiszpanii
jest też trochę inny system oceniania, niż u nas. Nie jest tak, że po semestrze
zajęć jest egzamin i ocena. Ta ocena jest wypadkową trzech, czterech rzeczy. Z
czego tylko jedną z nich jest egzamin. Jest aktywność na zajęciach, jakiś
projekt, który trzeba zrobić. Często nawet nie było egzaminów, tylko same te
projekty, więc to nie było aż tak problematyczne.
Czyli
można by podsumować, że zderzyłaś się trochę z taką smutniejszą rzeczywistością?
Tak, nie było to takie
łatwe.
A
w przypadku innych wyjazdów? Tak, żeby zarysować, jak to może wyglądać, bo
wiadomo, nie można się opierać tylko na jednej uczelni.
No jasne! W Portugali z
kolei pod tym względem było dużo lepiej. Tam nie miałam orientacji
przestrzennej, ale jeżeli chodzi o przygotowanie materiałów, to było podobnie
jak w Warszawie, czyli ja zgłaszałam co potrzebuję, musiałam im przynieść te
materiały, a oni mi je faktycznie
systematycznie skanowali i przesyłali.
W Rosji… no to… nie było nic
z takich rzeczy. Natomiast tam głównie chodziłam na zajęcia z literatury- Na
szczęście! Więc korzystałam z wiedzy pozyskiwanej na wykładach, a reszta to
były po prostu książki, które trzeba było samemu przeczytać: powieści, wiersze,
no więc to mogłam bez problemu przeczytać we własnym zakresie.
W Rosji z resztą jest ten
plus, że tam mnóstwo podręczników, dużo więcej niż u nas, po prostu krąży w
Internecie. Nasz Chomik przy tym, co tam jest, to jest mały pikuś. Tam co
prawda, nikt mi tych podręczników nie przygotowywał, ale byłam w stanie
praktycznie wszystkie znaleźć w Internecie.
Najbardziej dziwny system
był w Stanach. Nie zdecydowałam się z niego skorzystać, bo w Stanach studenci
zobowiązani są do kupowania podręczników. Nie mogą kserować. Nie mogą też za
bardzo pożyczać z biblioteki. Jest wypożyczalnia podręczników, ale to też jest
płatne. Na tej uczelni, gdzie byłam, jest biuro gdzie można było przynieść te
książki, żeby oni je zeskanowali… ale oni te książki niszczyli. Rozcinali je i
wrzucali luźne kartki. Podejrzewam, że po prostu mieli „podajnik”. Chodziło o
to, żeby człowiek nie musiał stać i przekładać kartek, tylko żeby wrzucić stos
papieru i żeby skaner go sobie przekładał. Tylko to się wiązało z tym, że taka
książka się potem nie nadawała do użytku, więc jak ja bym kupiła książkę za 20
czy 50 dolarów, bo takie tam są ceny podręczników, to nie byłabym w stanie jej
później sprzedać. A nie mogłam skorzystać z tej wypożyczalni uniwersyteckiej,
bo tam trzeba było zwrócić książki w nienaruszonym stanie, więc zrezygnowałam z
tego. Na szczęście udało mi się jakoś przebrnąć przez te zajęcia, bo tak
naprawdę tylko na jednych zajęciach był potrzebny podręcznik.
Prawda też jest taka, że na większość z
tych wyjazdów: do Hiszpanii, do Włoch na początku pojechała ze mną moja mama i spędziła
tam ze mną tydzień, więc też ona mi trochę pomagała w orientacji przestrzennej.
No
właśnie bardzo mnie to interesowało, jak można pojechać do obcego kraju i „Hello!
Bawmy się w szukanie uniwersytetu, mieszkania itp.”?
Nie no, mieszkanie zawsze
miałam znalezione wcześniej jakoś tam przez Internet. W Hiszpanii to był
akademik. No więc do Hiszpanii i do Włoch przyjechała ze mną moja mama i mi
trochę pomogła. Do Portugalii pojechał ze mną, wtedy mój ówczesny chłopak. W Rosji
było tak, że leciał jeszcze jeden chłopak ode mnie z uczelni na tą samą
wymianę. On mi służył wsparciem, ale też była taka pani profesor, która
koordynowała tą całą wymianą polsko- rosyjską. Polka z pochodzenia, mówiąca po
polsku, znalazła mi zaraz dwie
studentki, które mi pomogły, które chciały się uczyć polskiego, więc ja je
trochę uczyłam języka, a one mi trochę pomagały i taka to była wymiana.
No i w stanach z kolei jest
taki system, że wszyscy studenci, którzy przyjeżdżają z zagranicy, dostają miejscowego
studenta, który jest w stanie wprowadzić w meandry życia akademickiego. Pokazać co, gdzie, jak itd. Mi się akurat
trafiła bardzo fajna dziewczyna i bardzo dużo czasu spędzałyśmy razem, więc ona
na początku pokazała mi co gdzie jest.
Jak
się czułaś w czasie tych wszystkich wyjazdów? Czy nie czułaś się samotnie? Bo
jednak jest to spore wyzwanie, wyjechać, zostawić wszystkich swoich przyjaciół.
Jasne! Możesz tam poznać nowych, ale jednak będąc osobą niewidomą jest to
utrudnione. Jakie miałaś do tego podejście?
Jest to faktycznie problem.
Na pewno w przypadku osób niewidomych ten proces pozyskiwania znajomych jest
dłuższy. W sytuacji, kiedy przyjeżdżasz na Erasmusa na parę miesięcy i jesteś
niewidomy trwa to dłużej, bo jednak osoby pełnosprawne po prostu mogą same
wyjść na imprezę jedną, drugą erasmusową i poznać jakichś ludzi. Ja się nigdy
nie odważyłam pójść totalnie sama, więc zawsze się podpytywałam znajomych, czy
ktoś idzie i wtedy ewentualnie z nimi wychodziłam.
Wychodziłam dużo, bo akurat
w Hiszpanii tak się udało, że zapisałam się na początku na kurs katalońskiego,
bo w Barcelonie mówi się po katalońsku. Był bezpłatny kurs dla osób, które
przyjechały tam na studia. Nie byli to tylko erasmusi, ale było też sporo osób
z Ameryki Południowej albo z innych części Hiszpanii. Dzięki temu poznałam
bardzo dużo ludzi hiszpańskojęzycznych. Bo
na tym mi głównie zależało, jadąc do Hiszpanii, żeby ćwiczyć hiszpański. I tam nawiązałam pierwsze i właściwie
najważniejsze znajomości, które przetrwały przez całego mojego Erasmusa. Tam
taką paczkę żeśmy stworzyli i wyjeżdżaliśmy razem na wycieczki, chodziliśmy na
imprezy. I też dzięki nim bardzo dużo zwiedziłam, bo też byli zainteresowani
zwiedzaniem, a nie tylko chodzeniem do barów.
Czym
według Ciebie jest w praktyce Erasmus lub tego rodzaju wymiany zagraniczne?
Dla osoby niewidomej, czy
tak w ogóle?
Dla
niewidomej i dla ciebie. Bo wiesz, ja też już mam takie doświadczenia z rozmów
ze znajomymi i domyślam się, że Erasmus nie jest stricte dla rozwoju naukowego,
bo jednak są różnice programowe itp. Itd.
Więc czym to było dla ciebie?
Dla mnie przede wszystkim
wybór kierunku wyjazdu był związany z językiem. To zawsze były miejsca, gdzie
chciałam jechać, żeby ćwiczyć język… kolejny, którego akurat miałam fantazję
zacząć się uczyć. Więc najpierw Hiszpania, potem Włochy, Rosja, Portugalia… no Stany
to wiadomo, angielski znałam wcześniej, ale akurat pojawiła się taka możliwość,
żeby pojechać do Stanów… Stany akurat
zawsze mnie fascynowały, bo to jest takie trochę dla nas w Polsce, może nawet w
Europie, mityczne miejsce. Jesteśmy wychowani praktycznie na tej amerykańskiej
kulturze: oglądamy filmy, seriale, książki i stwarzamy sobie taką wizję tego,
jak tam jest. Chciałam zobaczyć jak tam jest naprawdę. A te wszystkie inne miejsca
to był język i to zawsze był mój priorytet, żeby nie być z Erasmusami innymi, tylko
właśnie z ludźmi mówiącymi w tym konkretnym języku.
Po drugie, czym okazał sie
dla mnie Erasmus, zwłaszcza ten pierwszy, w Hiszpanii, bo on był najdłuższy, to
kolejny krok do samodzielności, bo np. w Hiszpanii po raz pierwszy musiałam
gdzieś samodzielnie polecieć samolotem. W Polsce zdarzyło mi się latać, ale
zawsze było tak, że ktoś mnie na lotnisko odprowadzał, a potem ktoś mnie na
lotnisku odbierał. A w Barcelonie musiałam dostać się do Madrytu i później z lotniska
w Madrycie dotrzeć do mojej koleżanki.
I
jak to się sprawdza? Bo sam ostatnio o tym mówiłem, że np. na lotnisku w
Ukrainie otrzymałem asystenta osoby niepełnosprawnej, który nie mówił po
angielsku i pokazywał mi na zegarku godzinę, zakładając, że ją zobaczę.
To ja tak miałam, jak po raz
pierwszy z Hiszpanii leciałam do Włoch. Też okazało się, że mój asystent nie
zna angielskiego, ale że on mówił po włosku, a ja po hiszpańsku to jakoś żeśmy
się dogadali. No ale asysta jest dopiero niestety przy check in’ie, musisz sam się dostać na to lotnisko, dojść do okienka
i powiedzieć „Hello! Potrzebuję asystę!”. Więc za pierwszym razem to było dla
mnie dosyć trudne. Po wyjściu z pociągu, pytałam ludzi „Przepraszam, którędy do
hali głównej?” a oni mnie kierowali. Oczywiście łatwiej jest na mniejszych
lotniskach. Hiszpania ma taką specyfikę, że jest dużo tych mniejszych lotnisk,
które są intuicyjne, w przeciwieństwie do tego np. w Barcelonie.
I jeszcze jedna rzecz, którą
był dla mnie Erasmus, to poszerzenie horyzontów, nie tyle naukowych, co
życiowych, światopoglądowych, bo wtedy po raz pierwszy miałam przyjaciół z
Ameryki Południowej, z Afryki i to było takie normalne. Ludzie byli z takich
krajów, że nie potrafiłabym ich nawet wskazać na mapie np. Togo. Doświadczenie
multikulturowości. W Polsce, zwłaszcza 10 lat temu, takiej multikulturowości
nie było.
Czy
mogłabyś dać jakieś rady osobie, która zdecydowałaby się na Erasmusa?
Na pewno, żeby nawiązała kontakt
z uczelnią i żeby dowiedziała się, czy ta uczelnia w jakikolwiek sposób
zapewnia wsparcie osobom niepełnosprawnym. Na pewno im większy uniwersytet, tym
o takie rzeczy łatwiej. Decydując się na Erasmusa, mamy pewną listę uczelni na
które możemy pojechać, więc warto odwiedzić stronę internetową każdej z nich.
Są też giełdy erasmusowe, na których możemy porozmawiać z osobami, które już
były na takim wyjeździe. Można też skontaktować się na swojej uczelni z biurem
osób niepełnosprawnych, zapytać, czy wcześniej osoby niewidome gdzieś
wyjeżdżały, a jeśli tak, to gdzie, poprosić o kontakt do tych osób.
Czy
ty coś takiego zrobiłaś?
Nie, bo ja byłam pierwszą
osobą niewidomą, która pojechała na Erasmusa, ale potem zwracały się do mnie
takie osoby. Pani z biura poprosiła mnie, czy może przekazać mój kontakt i
zgłaszały się do mnie osoby również spoza mojej uczelni.
Dzięki Wielkie za uwagę.
Gdybyście chcieli się czegoś dowiedzieć w temacie wyjazdów na wymiany
zagraniczne, piszcie pytania w komentarzu, a być może pojawi się jeszcze jakiś
materiał z Moniką Dubiel.
Gdybyście byli
zainteresowani pierwszą częścią wywiadu w formie video, zapraszam na kanał
YouTube: Słabowidzący, gdzie Monika dzieli się swoimi wrażeniami z wyjazdów
autostopem.:
Do następnego!