To nie będzie kolejny tekst promujący wymiany zagraniczne. Szczerze
opowiem Wam, czym dla mnie był wolontariat europejski i jak pół roku mieszkania
we Włoszech wpłynęło na moje życie….
CZYM JEST EVS?
European Volunteer Service to mniej znana formuła wyjazdów
w ramach Erasmusa, która nie wymaga od Was bycia studentami. Wystarczy mieć od
18 do 30 lat. Na okres krótkoterminowy, lub długoterminowy wyjeżdżacie
przeważnie do jednego z krajów europejskich, aby pracować dla wybranej organizacji.
Zgłaszając się na projekt przyjmujecie założenia Waszych działań opisanych w
infopacku np. praca z niepełnosprawnymi, pomoc w odrabianiu pracy domowej
dzieciom, tworzenie dokumentacji w mediach społecznościowych, opieka nad
zwierzętami w schronisku itp. W ramach wyjazdu macie zaoferowane mieszkanie,
kieszonkowe oraz pieniądze na jedzenie. Przy dłuższych wyjazdach jest również
możliwy dostęp do aplikacji pomagającej w nauce języka kraju, w którym
pracujecie. Podobno nie jest ona skuteczna. Nie wiem z autopsji, bo jej nie używałem,
lecz patrząc na efekty kształcenia moich kolegów, nie zastępowała ona tradycyjnych
lekcji z drugim człowiekiem.
MÓJ WYJAZD…
W czerwcu 2018 r. byłem w trakcie aplikowania na
wolontariat organizowany przez moją koleżankę. Miał on się odbyć w Grecji i polegać
na prowadzeniu warsztatów teatralnych w szkole dla dzieci słabowidzących. Nieco
później otrzymałem ofertę krótszego o dwa miesiące wolontariatu w Perugii,
gdzie ponoć miałem nauczyć się montażu filmów, aby potem realizować wywiady w języku
włoskim. Moja zachłanność, wewnętrzna attention
whore domagająca się rozwoju w sferze mediów i brak konsekwencji w
porzuceniu przerwanych studiów, nakłoniły mnie do zmiany decyzji. Naiwnie
wierzyłem, że jak mi się nie spodoba, to szybko pojadę z Włoch do Grecji.
NIESTETY TAK TO NIE DZIAŁA!
Niedługo po tym, jak się zorientowałem, że organizacja mnie
goszcząca, pomimo wcześniejszych rozmów, nie sprostała wymaganiom sprzętowym, chciałem opuścić projekt i wtedy dowiedziałem
się, że każdy wolontariusz rezygnujący z jednego wyjazdu nie może wyjechać na
inny. Oczywiście są sytuacje wyjątkowe, jednak procedura zmiany nie była możliwa
do realizacji w tydzień, a tyle mi zostało do rozpoczęcia pracy w Atenach.
Postanowiłem odnaleźć się w trudnej sytuacji. Wypić piwo,
które sam nawarzyłem. Szef organizacji KORA, obiecał dostarczenie dobrego
sprzętu w niedługim czasie. Mijał sierpień, a już we wrześniu mieliśmy
wprowadzić się do nowego, wynajmowanego mieszkania w Perugii. Tak jak mogliście
czytać na moim blogu, początek mojej przygody miał miejsce w miejscowości
Norcia, którą ponad dwa lata temu dotknęło trzęsie ziemi. Tam spędziłem cały
sierpień, szkoląc się i czekając na nadchodzące…
PORZUĆCIE OCZEKIWANIA I NADZIEJĘ!
Pierwszą lekcją życia, jakiej zaznałem na wolontariacie było całkowite odrzucenie poczucia własności. Począwszy od nieustannie zmieniającej się
przestrzeni noclegowej, aż po kradzione jedzenie z lodówki, czy też dzielenie
się własnym sprzętem fotograficznym, którego wcześniej przecież nikt nie mógł dotykać,
a co dopiero pożyczać.
Kolejnym etapem było
nowe mieszkanie, jak się okazało wymagające remontu i systematycznego
uzupełnienia sprzętu domowego. Nie czułem wtedy jeszcze jak bardzo może to być
problematyczne. W końcu nie byłem już na wakacjach, a na 8 miesięcznej imigracji.
Brakowało nam poczucia obecności lidera i realnego wsparcia osób dowodzących. Trapiły
nas kłopoty z komunikacją i brak wizji
kolejnych celów. Po ponad miesiącu nie znaliśmy planu naszych działań, dopiero
się wprowadzaliśmy, a sprzęt komputerowy miał trafić do naszych rąk w kolejnym
miesiącu. Mowa tu o laptopach, a komputer będący głównym obiektem moich zainteresowań
i wymagań sprzętowych pod kątem wzroku, został zakupiony pod koniec listopada.
BRAK CELÓW - SPADEK MOTYWACJI
Po dwóch miesiącach, w czasie zebrania dowiedzieliśmy się o
planie budowania contentu na YouTube. Mieliśmy tworzyć treści video także na Facebooka
i tym wszystkim rozpocząć wielką promocję Kory! We wrześniu po raz pierwszy
wróciłem do Polski wykorzystując swoje dni urlopowe. Chodziło wtedy o załatwienie
kilku istotnych kwestii uczelnianych oraz medycznych. W praktyce czułem, że
uciekam na wakacje do domu…
W tamtej chwili wciąż żyłem nadzieją na lepsze i na duchu
podtrzymywała mnie nowa, obiecująca znajomość z Perugii. Dodatkowo zaraz miał
ruszyć rok akademicki i nie wyobrażałem sobie alternatywnego planu na życie
przez kolejne miesiące.
KIM SĄ WOLONTARIUSZE EVS?
Na wolontariat często decydują się osoby, które dopiero co
ukończyły studia, lecz poszukują wciąż siebie i chciałby przeżyć coś więcej, zanim
na dobre rozpoczną karierę zawodową, jak również ci, którzy życie studenckie
mają przed sobą. Uważam, że ci drudzy są farciarzami decydując się na danie
sobie odrobiny czasu. W mojej grupie od początku niestety był lekko depresyjny
klimat. Atmosferę psuła bezczynność. Nie ma nic gorszego od poczucia braku
celu, bycia potrzebnym i marnotrawienia życia. Bo wiecie, można się obijać, ale
fajnie jest to robić na własnych warunkach. Kiedy macie swoich przyjaciół, możecie
chodzić na zajęcia, które Was interesują, czy też pracować w fast foodzie, aby
potem za zarobione pieniądze pójść do klubu. Wszystko to jednak jest wynikiem
wyborów. A my żyliśmy w wiecznym wyczekiwaniu na nagłe wpadniecie lidera, który
mówił nam, teraz pracujemy. Szybko nauczyłem się udawać, że pracuję i co
tydzień dawać sprawozdanie z rzeczy, których tak naprawdę nie robiłem. Skupiłem
się na budowaniu własnego życia i tworzeniu swojej własnej „misji”. Nawiązałem
z ramienia Kory współpracę z lokalnym ESNem i tak oto posmakowałem nieco życia
studentów uniwersytetu w Perugii. Zacząłem wyjeżdżać z nimi na wycieczki i brać
udział w akcjach typu oddawanie krwi, czy Światowy Dzień Walki z AIDS. Dołączyłem
do grupy teatralnej i inwestowałem w randkowanie, które przyniosło mi najlepsze
efekty w rozwijaniu umiejętności językowych. Było mi łatwiej szukać nowych
znajomych, bo jednak znałem nieco bardziej język włoski.
LEPSZE CZASY...
Pod koniec października zostałem zapytany przez mojego
lidera, czy mógłbym się zajmować, jeśli nie mediami, dla których tam przyjechałem. Zaproponowałem organizację i
prowadzenie warsztatów przybliżających świat osób z dysfunkcjami wzroku.
Pojawiła się też możliwość napisania aplikacji o dofinansowanie z środków
unijnych na wymianę młodzieży. Była to najlepsza część mojego wolontariatu, bo właśnie
wtedy zacząłem poznawać proces tworzenia tego typu inicjatyw. Napisałem swój pierwszy
w życiu wniosek, który tuż przed świętami Bożego Narodzenia pojawił się na
liście projektów zakwalifikowanych do realizacji! Dowiedziałem się o tym będąc
już w Polsce i rozważając przerwanie EVSu.
W międzyczasie, pod koniec
listopada poznaliśmy Centro Servizi Giovani, czyli odpowiednik polskich domów
kultury. Miał on bogatą ofertę zajęć dla młodych mieszkańców, w tym lekcje języka
włoskiego, w których braliśmy udział. W ramach działań tej instytucji, z
ramienia KORY, prowadziliśmy warsztaty z tłumaczenia CV na j. angielski. Był to
lepszy okres, kiedy mieliśmy narzuconych kilka obowiązkowych punktów dnia,
tworzących strukturę pracy tygodniowej, jakiej nam brakowało od początku.
Nowy rok przyniósł zmiany dla
wszystkich! KORA rozpoczęła wolontariaty krótkoterminowe w innych
miejscowościach, gdzie nasza ekipa jeździła i tworzyła reportaże. Ruszyliśmy z
naszymi social media i filmiki montowane wcześniej przez moje koleżanki ujrzały
światło dzienne. Ja w tym czasie z przyczyn zdrowotnych i rodzinnych powróciłem
do Polski. Nie był to jednak koniec.
BO MĘŻCZYZNĘ POZNAJE SIĘ PO TYM, JAK KOŃCZY...
W marcu powróciłem do Włoch, aby dokończyć realizację
wymiany młodzieży, nad którą pracowałem zarówno w Perugii, jak i potem w
Polsce. Na bieżąco relacjonowałem moim odbiorcom cały proces przygotowawczy. Projekt
budził zainteresowanie! Dostępność kultury i turystyki w krajach europejskich.
Tak naprawdę w krajach uczestników, którzy się na tym projekcie spotkali. Byli
oni z Polski, Włoch, Macedonii oraz Rumunii. To był magiczny czas, kiedy mogłem
spojrzeć na Perugię w zupełnie inny sposób. W czasie trwanie wymiany nauczyłem
się wiele praktycznych umiejętności, których pragnąłem i czułem, że inni też się
uczą. Uczestnicy projektu byli różni, piękni i otwarci na wzajemne
doświadczanie swojej wrażliwości: niewidomi, słabowidzący i zupełnie
pełnosprawni. Myślę, że tym projektem również pomogłem zrozumieć moim liderom,
jak ważne było dla mnie zapewnienie mi dobrych warunków pracy od samego
początku. Ten finalny projekt był ogromnym sukcesem dzięki wielu osobom. Na
tyle dużym, że wieści szybko dotarły do szefa organizacji przebywającego w
Estonii. Podobno władze Perugii domagały się podobnych działań…. Ba! Mieszkańcy
prosili o podobne projekty!
Opuszczałem to miasto w styczniu z poczuciem porażki i
depresji, a wracając z niego po wymianie młodzieży „One look one culture” byłem
przepełniony zupełnie inną, pozytywną energią.
Na mojej stronie Facebook możecie znaleźć przepiękny filmikukazujący ten projekt. Ciekawostką jest fakt, że stworzyła go, na moją prośbę,
dziewczyna, z którą od początku się nie lubiłem, a w czasie szkolenia z montażu
filmów musiałem współpracować. Na koniec
rozstaliśmy się jako przyjaciele. Jej zdaniem to był nasz ostatni raz, bo nie
wierzy w możliwość podobnego przecięcia szlaków. Na początku EVSu nie wierzyła
w miłość i nienawidziła siebie, a na końcu potrafiła wyznać mi, że będzie za
mną tęsknić, z uśmiechem, który emanował czymś dobrym. Wiedziałem od początku, że
jest w niej ten potencjał!
CZY ŻAŁUJĘ WOLONTARIATU?
Nie warto żałować, bo chyba żadna decyzja nie może być całkowicie
zła lub dobra. Po czasie widzę wiele swoich błędów i pewnie zawsze będę się
zastanawiał, co by było, gdybym pojechał do Grecji?
Jeżeli macie jakieś pytania zwiazane z EVSem, lub chcielibyście podzielić się swoimi doswiadczeniami, koniecznie napiszcie o nich w komentarzach/
Do następnego