NINIEJSZY WPIS NIE MA NA CELU BEZSENSOWNEGO NARZEKANIA NA
ŻYCIE, BO TO NIGDY NIE PRZYNOSI ZMIAN NA LEPSZE
Nie da się ukryć, że w ostatnim czasie nieco zaniedbałem
prowadzenie bloga. Informowałem Was o moich wrześniowych wyjazdach, a potem
zaczęły się studia… No właśnie!
Pora
wziąć temat studiów na tapetę!
Wczoraj rozpoczął się trzeci tydzień roku akademickiego.
Jestem na filologii włoskiej, co mnie bardzo cieszy, ponieważ kierunek ten był
moim planem B- zaraz po szkole filmowej. Nie przypuszczałem jednak, że będzie
to dla mnie ISTNA JAZDA BEZ TRZYMANKI!
Wiele słyszałem o kierunkach lingwistycznych, ale żadna z
tych pesymistycznych historii mnie nie zniechęciła. W końcu to WŁOCHY! Ta
kultura… raj dla kogoś, kto zapiera się wszystkimi kończynami, by studiować coś
humanistycznego! Nie dość, ze finalnie mogę zrobić sobie np. specjalizację z
Zarządzania Kulturą, to po trzech latach będę znał kolejny język! I to nie byle
jaki, a WŁOSKI! Tak więc HELLO! A raczej CIAO!
Teraz widzę, że w
przeciwieństwie do wielu moich znajomych, którzy są na kierunkach społecznych,
czy pedagogicznych, muszę naprawdę mocno zasuwać każdego dnia. Nie jest to złe,
bo w końcu gdyby było tak łatwo, to mogłoby być zbyt nudno. Jednak tym razem
nie zamierzam opisywać życia w pięknych kolorach, bo po wczorajszym dniu
doszedłem do wniosku, że powinienem być szczery z moimi Czytelnikami i napisać
także o chwilach trudniejszych, a takie właśnie przeżywam…
Krecik na UKSWordzie!
Ruszyłem na uczelnię z myślą, że jestem gotów na
wszystko. Posiadam przenośny powiększalnik, którego używam do czytania
najdrobniejszych tekstów, monookular, służący do oglądania mniejszych elementów
z większej odległości (przydatne w teatrze) oraz podręczną lupę i dyktafon,
którym za zgodą uczelni nagrywam wykłady. Nie mam oporów by mówić o mojej
chorobie, kiedy jest taka konieczność, więc zdawałoby się, ze jestem
przygotowany na dziką wyprawę po Licencjat.
Intensywność zdobywanej wiedzy i metody przekazywania jej
zaczęły mnie niestety przerastać. Wynika to głównie z przystosowania do nowej
sytuacji. Każdy z moich uczelnianych kolegów musi ogarnąć system nauczania przez
profesorów, wykładających np. język
włoski w trzech modułach, gdzie każdy porusza nieco inne zagadnienia i z
początku trudno zebrać je wszystkie do kupy. Zajęcia wymagają obserwowania
materiałów pokazywanych na rzutniku, korzystania z tego co mamy na kartach
pracy oaz z własnych notatek. Nic ponad przeciętną!
Zabawa się jednak zaczyna, kiedy musicie przełączać się z
trybu monookular, na powiększalnik tak szybko, by nadążyć za grupą, która i tak
nie zasuwa w piorunującym tempie.
To, co mnie osobiście zdołowało, to moment, w
którym wykładowca prosi mnie abym podał
odpowiedź do danego zdania, lub żebym ułożył z koleżanką dialog składający się
z nowopoznanych słówek, bo co w tym momencie następuje…
Pięciosekundowe oczekiwanie na uruchomienie się sprzętu.
W teorii można by rzec- spoko, to oni powinni przyzwyczaić się do tego, że
pracujesz w nieco wolniejszym tempie.
Dla
mnie jednak po którymś razie staje się to niezwykle żenujące i czuję się jak
niedorajda.
Wyróżniam to zdanie, bo chcę podkreślić, ze nie żyję w
przekonaniu, że tak jest, tylko mówię o odczuciu które w takiej sytuacji mi
towarzyszy. Świadomość zależności od elektroniki, która w każdym momencie może
się rozładować, a nie zawsze w pobliżu jest źródło prądu, przyprawia o wk*rwienie.
Wracając dzisiaj z uczelni czułem się, jakby mnie ktoś
wielokrotnie przemielił. Pomyślałem, że to jest ten kolejny etap w życiu, kiedy
muszę się nauczyć nowych metod radzenia sobie z własną dysfunkcją i za jakiś
czas będę przez to silniejszy i podzielę się z Wami kolejną dawką życiowej
wiedzy pt. „Jak sobie radzić, będąc krecikiem?”. Już teraz rozpracowuje mojego
laptopa, aby móc pisać na nim bezwzrokowo w czasie wykładów i testuję program Narrator, który jest zawarty w systemie
operacyjnym Windows 8. Z pewnością
sobie poradzą, ale poczułem, że ważne jest, abyście mogli przeczytać również o
tego typu doświadczeniach.
Wiem, że moi znajomi ze środowiska „blind” stawiają czoła
podobnym wyzwaniom, bo też zaczęli edukację w nowych środowiskach. Rozmawiając
z nimi, cieszę się, że chociaż ja nie mam problemu z nawiązywaniem znajomości.
O wyzwaniach
związanych ze studiowaniem będę pisał przez najbliższe tygodnie. Skupię się na
wielu aspektach, które z pozoru wydają się być błahe, ale czasem stają się dla
słabowidzących życiowymi demonami…
Czekam na Wasze opinie w tym temacie ;)
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz