Zapraszam
was na ciąg dalszy mojej podróży autostopem!
Ci, którzy
śledzą przygody moje i Łukasza na Youtube’ie zapewne widzieli czwarty odcinek,
oparty głównie na tematyce żywieniowej. Po czasie potrafię rzec, iż
najprawdopodobniej był to moment słabości.
Tym razem zabieram Was do Werony,
która bez kompromisowo urzekła mnie sobą, a raczej to, co znajduje się poza
centralną częścią miasta.
Warto
wspomnieć, że noc poprzedzającą wejście do kolejnego naszego punktu wycieczki
spędziliśmy niedaleko ukazanego wcześniej McDonald’sa, bo szukaliśmy miejsca do
spania i nawet zaszliśmy do restauracji, w której okazało się, ze pracowała Polka.
Jednak nie zagwarantowało nam to pomocy.
Do Werony
dojechaliśmy samochodem prowadzonym przez Pakistańczyka, co było mega
przyjemne, bo czułem, jakbym momentalnie znalazł się w jego kraju. Za każdym razem,
kiedy ktoś zaprasza mnie do swojego samochodu, to trochę tak, jakby mi ukazał
kawałek siebie. Głównie poprzez muzykę. Napotkaliśmy ludzi z różnymi gustami i
każdy był dla mnie interesujący.
Werona
Na tle
pozostałych miejsc, które zwiedziliśmy posiada dużo zabytków, a jeszcze więcej
turystów. Tak jak już wspominałem: duże miasta nie są korzystne dla
autostopowiczów, jeśli nie mają gdzie zostawić bagaży. Łukasz dosyć wytrwale
biegał po schodach na wyższą część miasta, ale ja w pewnym momencie odpuściłem
i rozdzieliliśmy się. Poczekałem na niego w konkretnym miejscu, a potem kiedy
wrócił, samotnie wyruszyłem na podbój werońskich widoków. Po dotarciu na szczyt
Piazzale Castel San Pietro, zalała mnie fala przemyśleń i
wyznań, które możecie zobaczyć poniżej:
I od tego
momentu zaczęła się najpiękniejsza część dnia. Dotarliśmy na wzgórze św.
Leonarda. Założeniem Łukasza było znalezienie noclegu. To miejsce nam go nie
zapewniło, ale zobaczyliśmy tam przepiękne widoki, cudowne sanktuarium, ja
miałem okazje odmówić kilka zdrowasiek w języku włoskim z lokalnym kołem
różańcowym, a dodatkowo spotkaliśmy prześliczną młodą Włoszkę, która wraz ze
swoją babcią podwiozły nas do wyższej części wzgórza. Nie wiecie, jak bardzo w
tamtej chwili żałowaliśmy, że nie mogliśmy się wcześniej umyć!
Finalnie spaliśmy na nierównym polu z widokiem na Weronę, ale przed tym znaleźliśmy się na wieczorku muzycznym, który musicie zobaczyć na filmie, bo ten klimat jest nie do opisania. Spokój, ciepły wieczór, zachód słońca, zimne piwo i facet, który po raz pierwszy ukazał mi włoską muzykę na żywo, w której się całkowicie zakochałem.
Dla takich chwil warto się spocić!
Polecam!
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz