środa, 20 lutego 2019

Neapolitańczyk - nie mylić z Włochem


Opisywałem Wam niedawno moje doświadczenia zapachowe z Włoch. Tym razem podzielę się z Wami prawdziwą podróżniczą anegdotą, prawie rodem z programu Martyny Wojciechowskiej. Zapraszam Was do Neapolu…

Miasto na południu półwyspu Apenińskiego, będące niegdyś stolicą portową. Przez swoje atrakcyjne położenie od zawsze stanowiło łakomy kąsek dla monarchów i emigrantów ze wszystkich zakątków świata. Punkt zderzenia Afryki, Azji oraz Europy, dlatego trudno mówić o włoskiej kulturze, czy włoskim języku. Dla mieszkańców obrazą jest uznanie ich za ludzi z północy. Oni są neapolitańczykami, a ich dialekt zupełnie nie przypomina urzędowego włoskiego.  Są dumni z tej odrębności, choć za każdym z mieszkańców kryje się inna narodowość.

Moi znajomi, odbywający w tym mieście wolontariat podzielili się ze mną kilkoma doświadczeniami. Udzielają oni korepetycji lokalnym dzieciom, które nie zawsze chętnie współpracują i często mówią dialektem, aby ich asystenci nie mogli ich zrozumieć.

Często w trakcie dnia i nocy można usłyszeć fajerwerki. Sygnalizują one gdzie znajdują się dilerzy narkotykowi  lub, że właśnie jeden z członków mafii opuścił więzienie.

Postanowiłem sam zasmakować tego miejsca i zbaczając z turystycznego szlaku wkroczyłem w węższe, mieszkalne uliczki, gdzie dookoła rzucały się w oczy rozwieszone pranie, zarówno między budynkami, przed drzwiami wejściowymi, jak i na balkonach. Co parę metrów widziałem małe kapliczki z wizerunkami świętych, na pamiątkę zmarłych członków mafii. Przez otwarte okna i drzwi wejściowe widać było od razu niewielkich rozmiarów izby mieszkalne. Jedna z nich zawierała lodówkę z logo Coca- Coli na przeciwnej półce były porozkładane napoje. Tuż za lodówką znajdowała się prycza i leżąca na niej starsza kobieta. Tak wyglądał sklep. Co jakiś czas przejeżdżały koło mnie skutery, wywołując u mnie kurczowe trzymanie torby z aparatem fotograficznym. W pewnym momencie przy jednym z zaparkowanych pojazdów zobaczyłem dwóch zakapturzonych chłopaczków. Nie mieli więcej, niż 11 lat. Kiedy skierowałem obiektyw w ich stronę, jeden z nich zaczął coś do mnie krzyczeć w niezrozumiałym dla mnie dialekcie. Uspokoiłem go, mówiąc po włosku, że fotografowałem obiekt za nim.



W tym momencie usłyszałem głos mężczyzny, siedzącego po drugiej stronie ulicy, na małym schodku przed wejściem do mieszkania. Zganił krzyczącego na mnie młodziaka, po czym zawołał mnie do siebie. Potężnych rozmiarów facet w średnim wieku, z błękitnym szalikiem na szyi, tatuażami na rękach i w okularach przeciwsłonecznych na nosie.

- Mówisz po angielsku, czy po włosku? – zapytał, po czym z niewielkim trudem wstał.

- Po włosku.

- Wybacz tym chłopcom, ale to są dzieci Neapolu. Oni są prawdziwi. Nikogo nie udają. To jest ich miejsce i nie zawsze potrafią być uprzejmi.

- Nie ma problemu – odpowiedziałem.

- Siadaj – zaproponował, po czym oboje usiedliśmy na schodku.

- Skąd jesteś?

- Z Polski.

- O, Ojciec Wojtyła! Mam kilku przyjaciół z Polski. Powiem Ci coś o tym miejscu. Tu masz prawdziwy Neapol. W tej dzielnicy znajdziesz prawdziwych neapolitańczyków. Mówią, że tu jest niebezpiecznie, kradną, mordują- w tym momencie zacząłem się zastanawiać, czemu nie odczuwam lęku.

Czy w przeciwieństwie do innych turystów mam jakieś skryte zaburzenie, nie pozwalające mi przejmować się potencjalnym zagrożeniem.

- Ale powiem Ci jedną prawdę, którą musisz wiedzieć o Neapolu. Nie ważne jak o Tobie mówią, ale ważne by mówili. Nie ważne, czy jesteś zły, czy dobry – w tym momencie mężczyzna wskazał na przejeżdżającego chłopaka na skuterze i pomachał mu. – on na przykład sprzedaje heroinę, ale nikt go tu nie ocenia, bo każdemu należy się szacunek. Tu mieszka Hiszpan, tam Meksykanin, tam Kolumbijka – wymieniał kolejne osoby, pokazując na okna domu naprzeciwko.- ale wszyscy tutaj są dziećmi Neapolu. Tutaj nie znajdziesz Włochów

            W tym momencie podeszła do nas na oko 30- letnia kobieta:

- Poznajcie się! To moja siostra, a to mój przyjaciel, Polak – wskazał na mnie, a kobieta z uśmiechem odparła:

- Mam przyjaciółkę Polkę. Mieszka tutaj niedaleko.

Kobieta przeszła dalej, a mój tajemniczy przyjaciel zawołał do jedenastoletniego chłopca:

- Hej! Chodź tu! Zapozuj do zdjęcia! A ty cykaj foty!

- Nie, nie… Nie trzeba- powiedziałem, czując lekkie skrępowanie i obawiając się podstępu. Zrobiłbym kilka zdjęć, a potem oskarżyliby mnie o pedofilię. Ostatecznie jednak wykonałem zdjęcia, a chłopak zaskakująco ochoczo pozował.


Następnie mężczyzna podał mi rękę i wtedy poczułem, jak jest silny. Gdyby rzeczywiście chciał mnie skrzywdzić myślę, że dałby radę. Chyba, że w porę bym uciekł. Odchodząc pełen satysfakcji z przypadkowego spotkania, usłyszałem wołający mnie głos:

- Miko! – na początku całej mojej historii musiałem się przedstawić, ale szczerze nie potrafię umiejscowić tego momentu. – Chodź! Pokażę Ci prawdziwy Neapol! - rzekł, po czym zaprowadził mnie w dwa miejsca.

Pierwszym była pizzeria, niczym się nie wyróżniająca. Mój przewodnik uznał jednak, że koniecznie muszę ją sfotografować, bo jest to zabytkowy lokal. Drugie miejsce, było jedną z izb w której siedziała gromada facetów w średnim wieku, którzy oglądając mecz piłki nożnej śmiali się i na nasz widok rzucali żartobliwe teksty.  Jedyne co wyłapałem to „fare pompino”, czyli robienie loda. Pamiętam, ze jeden z nich siedział na zepsutym krześle, bez wypełnienia, czyli była to rama przez, którą - jak mi pokazał, było widać tyłek. Wyraziłem swoje zadziwienie wobec układu mieszkań, a właściwie izb, na pozór przypominających meliny. Na te słowa, mój Amico w szaliku zaprosił mnie do swojego mieszkania. W tamtym momencie moje zdziwienie sięgnęło szczytu. W przeciwieństwie do poprzednich lokali, izba ta przypominała luksusową wersję wystawy IKEA Nowoczesna kuchnia połączona z salonem, wszystko utrzymane w białym kolorze. Po tym, jak zrobiłem, na życzenie mojego przewodnika  zdjęcie  z portretem Jana Pawła ll, otworzył drzwi do sypialni - całej pozłacanej. Na tym etapie wycieczki czułem się lekko nieswojo, dlatego pokój ten oraz łazienkę oglądałem już z  progu.

Po całym tym spotkaniu zastanawiałem się kim był ten sympatyczny nieznajomy. Mafiozą? Podstarzałym homoseksualistą, czy po prostu otwartym na ludzi, dumnym z własnego pochodzenia Neapolitańczykiem, który dostarczył mi najciekawszych wrażeń z całej tej podróży?  

Jedno jest pewne. Neapol to miasto życia! W przeciwieństwie do Rzymu, czy Florencji, zakochałem się w nim i nie mogę się doczekać aż tam wrócę. Polecam każdemu wyjść z ciasnych, pełnych turystów uliczek i pozwolić sobie na kompletne zgubienie, znalezienie czegoś, czego się nie szukało.

Do następnego!

1 komentarz:

  1. Wow, świetna historia, bardzo przyjemnie się czytało. Poza tym dowiedziałam się czegoś o Neapolu ;).

    OdpowiedzUsuń