piątek, 17 czerwca 2016

Kiedy rodzic może stać się przyczyną kalectwa?

   Dziś piszę o temacie wrażliwym i cholernie istotnym dla każdego… bo każdy może kiedyś stać się rodzicem dziecka niepełnosprawnego.

   Brzmi  patetycznie? Sorry, ale chyba inaczej się nie da!

   Być może w tym temacie lepiej mogłaby się wypowiedzieć moja mama, ale nie zależy mi na świadectwie „takiego rodzica”, tylko chcę omówić ten temat z perspektywy mojej, czyli wydaje mi się, że z  o wiele chłodniejszego punktu widzenia, choć nie określę tego obiektywizmem.

   Możemy sobie spróbować wyobrazić, jak to jest, gdy się rodzic dowiaduje, ze jego dziecko jest chore:

   Strach, rozpacz, poczucie, że to jego wina, żal (czasem do Boga, świata, losu lub do samego siebie), chęć udzielenia pomocy swojemu dziecku- zrobienia wszystkiego co tylko możliwe, by ułatwić mu życie…

   I mniej więcej na tym etapie drogi się rozchodzą.

   Podam Wam teraz kilka przykładów postaw rodzicielskich, które mają różny wpływ na nas- krecików- w celu pokazania, że czasem to rodzic może być przyczyną kalectwa osoby niepełnosprawnej.

    Istnieją przypadki rodziców- bez względu na to, czy ktoś jest chory, czy nie- którzy rzeczywiście „leją” na swoje dzieci, ale dla jasności, nie będę o nich mówił, bo nie mam w tym większego celu.

   O wiele ważniejszą kwestią jest przeciwieństwo tzw. wychowawczego „wyjebongo”, czyli nadopiekuńczość.

   W moim przypadku nie jest ona czymś chorobliwie występującym.
Na samym początku, kiedy moja mama nie wiedziała do końca czym jest moja choroba, jak bardzo ona postępuje i jak naprawdę widzę, była naprawdę zmartwiona. Jednego roku chodziłem raz na jakiś czas do parku linowego, a już następnego nie mogłem z powodu oczu. Nie przez brak zgody lekarza, lecz z troski o to, a żebym przypadkiem nie spadł- choć byłem zabezpieczony dodatkowymi linami.

   Nie można się specjalnie dziwić takiej sytuacji, bo w końcu informacja, że ma się jedynie 10% wzroku brzmi rozpaczliwie i nie spotkałem osoby, która nie pomyślałaby w tym miejscu- O rany! To jest aż tak źle?

   No właśnie w tym rzecz, że nie, ale do tego trzeba się przekonać.

   Moja mama, jako kobieta z doświadczeniem pedagogicznym, wiedziała, ze zamykanie mnie w domu nie przyniesie dobrych rezultatów. Z każdym rokiem mojego dorastania godziła się na dłuższe i dalsze wyprawy samemu w daleki świat. To przebiegało naturalnie.

   Myślę, że jest w tym też moja zasługa, bo zawsze starałem się być lojalny wobec mamy i informowałem ją gdzie i z kim idę oraz meldowałem się w sytuacjach gdy uciekł mi ostatni autobus i musiałem czekać na nocny. Teraz też to robię. Nie jest to kwestia jakiegoś trzymania pod smyczą, tylko kreowania i utrzymywania partnerskich, dojrzałych relacji. Szanowanie siebie nawzajem i budowania zaufania. Warto o tym pamiętać szczególnie w okresie dojrzewania, bo dla takiego krecika z trądzikiem nie jest korzystnym zgrywanie z siebie niezależnego kocura, bo jak taka kicia któregoś razu wpadnie przypadkiem pod samochód, albo wjedzie rowerem w słup, to może się spodziewać o wiele większego rygoru ;)   

   Mój tata z kolei jest przykładem rodzica, który nie ma wystarczająco dużej styczności z moją choroba, bo nie mieszkamy w jednym mieście. W związku z tym o wiele bardziej laicko podchodzi do tematu- jest ostrożny, momentami przewrażliwiony- ale to co któregoś razu mnie najbardziej poruszyło, to jego sposób myślenia.

   Pewnego razu nasza rozmowa spłynęła na taki tor, że mój tata określił moją chorobę „kalectwem”, co mnie niezwykle oburzyło. Kontekst rozmowo dotyczył przyjmowania na bary, tego co życie nam funduje. Byłem naprawdę zdziwiony jego podejściem, bo otwarcie mówię, że nie traktuję mojej choroby, jako kalectwa. Ktoś może rzec, „sam sobie to wmawia”, ale tak jest!

   W moim  przekonaniu o kalectwie możemy mówić, jeżeli nasza dysfunkcja utrudnia nam życie w znaczący sposób. Sprawia, że stajemy się uzależnieni od drugiego człowieka.
Apropos uzależnienia od drugiej osoby chcę teraz przejść do najważniejszej (dla mnie) części tego wpisu.

   Dlaczego uważam, że rodzic może stać się przyczyną kalectwa?

   W czasie swojej kariery naukowej w ośrodku dla dzieci słabo widzących poznałem wielu różnych ludzi z różnymi problemami- nie tylko wzrokowymi- i każdy z nich prezentował różny poziom samodzielności, niezależności i otwartości na świat.

   Spotkałem osoby, które z natury były bardzo przyjaźnie nastawione do świata, ale przez sam fakt, iż wszędzie były wożone przez kogoś, nie potrafiły same poruszać się po mieście i pójść np. ze znajomymi do kina. Będąc na zielonych szkołach nie mogły ogarnąć podstawowych czynności, jak odkurzanie, prasowanie, mycie naczyń czy podłogi. Wszystko dlatego, ze w domu ktoś za nich to robił. Bez dłuższego rozdrabniania się na poszczególne sytuacje, powiem, że to odebranie samodzielności i obcowania z ludźmi doprowadziło niektórych do: braku umiejętności przyjmowania gości, nawiązywania nowych relacji w obcym środowisku, ograniczenia samorozwoju po ukończeniu edukacji w ośrodku specjalnym i do braku ambicji podejmowanie działań aktywizujących zawodowo.

   Czasem wynika to z osobistego przekonania, że nie muszę się wysilać, a czasami jest to wpajane przez rodziców, którzy mają świadomość, ze ich dziecko może dostać mentalnego kopa w tyłek od życia i dlatego wolą jeszcze poczekać. Oczywiście prowadzi to do coraz większego kalectwa danej osoby, bo nawet trudne doświadczenia są ważne, żebyśmy mogli się czegoś nauczyć a później osiągnąć jeszcze więcej.

   Kalekie podejście do sprawy ulega zapętleniu.

   Jeżeli rodzic zaczyna odbierać dziecku możliwość uczenia się życia, to z czasem dziecko przyzwyczaja się do tego komfortu i w chwilach próby pokazuje, że naprawdę sobie nie radzi lub nie zaprzecza, że jest inaczej. Utwierdza to rodzica w słuszności jego postępowaniu.

   Osoby niewidome są uczone radzenia sobie samodzielnie z wieloma obowiązkami domowymi. Nie wszystko mogą zrobić same i wtedy ktoś im pomaga, ale nie opierają podstaw swojego funkcjonowania na innych. Tym bardziej powinniśmy pamiętać, że osoba słabo widząca jest dobrze myśląca, a więc nie trzeba jej wyręczać w czynności zwanej życiem ;)


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz