niedziela, 8 grudnia 2019

Jestem niewystarczający? O mojej obsesji piękna...

   Jestem przekonany, że część z Was przeczyta ten tekst, bo zadajecie sobie to samo pytanie, które zadałem w tytule.

   Jesień to zimna suka ubrana dla niepoznaki w złociste barwy i z pewnością dała Wam już popalić. Brak słońca, motyw przemijania i Black Friday wycisnęły z Was ostatnie soki! Pocieszacie się zbliżającymi świętami i Nowym Rokiem, jakby nie wiązało się to z kolejnymi wydatkami, stresem:

-  jak wypadnę przed rodziną,

- w co się ubiorę,

- ile przytyję i

- czego to nie udało mi się zrobić w tym roku, ale z całą pewnością zrobię w następnym! 😉


   Pozwólcie, że pochylę się nieco bardziej nad swoją historią obsesji piękna i z góry ostrzegam: nie kończy się ona zdaniem w stylu: „teraz jestem już wyzwolony i mam wszystko w dupie!” Ja po prostu nie mam już czasu i siły, by się nad pewnymi sprawami pochylać, więc dziękuję Bogu za swój metabolizm i jem kolejną zapiekankę!        



Już kiedy się urodziłem, byłem nazywany przez położne w szpitalu „kolosem”. Jak się pewnie domyślacie, wynikało to z mojej postury. Nie pamiętam, abym był grubym dzieckiem, ale z pewnością musiałem być na tyle duży, że w późniejszym okresie przedszkolanka nazywała mnie hipciem. 

zdjęcie przedstawia dwa hipopotamy. mały hipopotamek trąca nosemwiększego


W szkole podstawowej po prostu byłem za wysoki. Urodzony w grudniu, wcale nie sprawiałem wrażenia dojrzałego. Przeciwnie!  Często miałem problemy z adaptacją wśród rówieśników. Okres10. roku życia wspominam, jako przełomowy! Przeprowadzka z Łodzi do Warszawy. Czego się o sobie dowiedziałem?

- mam plecak z Biedronki i moje ubrania są chujowe. Nie to co „wysokiej jakości” ciuchy z Croopa, Adidasa, czy Nike’a.

- jestem pedałem i ciotą. Po latach stwierdzam, że mieli po części racje.

- jestem również debilem/ downem. Paradoksalnie w tym okresie stwierdzono u mnie dysgrafię i do tej pory wspominam  moment, w którym na przekór polonistce napisałem dyktando, bo chciałem wystartować w konkursie ortograficznym. Jednak dzieci z podobnymi opiniami  był zwolnione z pisania dyktanda. Z góry założono więc, że to wykracza poza moje kompetencje. Ostatecznie za swoją pracę otrzymałem piątkę.

Po drodze okazało się, że ten za wysoki debil musi siedzieć w pierwszej ławce, bo na domiar złego ma problemy ze wzrokiem.  Był to po części przełom w traktowaniu mojej osoby. Dla niektórych stałem się interesującym obiektem badań, a u innych wywołałem ludzkie odruchy umotywowane współczuciem, bo krążyły plotki, że stracę wzrok całkowicie.

W gimnazjum nieco mi ulżyło, a potem zacząłem trenować wioślarstwo. Moje ciało wciąż się zmieniało. Zacząłem mieć mięśnie! Pomyślicie, że fajnie? Wcale nie! Ktoś o mojej posturze ciała, nie mógł wcisnąć się w modne czerwone rurki, które stanowiły wtedy szyk mody! Dodatkowo w liceum nie mogłem już znieść swojej pryszczatej twarzy, która mi towarzyszyła od 6 lat.

Pragnienie samoakceptacji doprowadziło mnie do momentu, kiedy podjąłem kurację antybiotykową. W tym samym czasie przygotowywałem się do mistrzostw Polski w wioślarstwie halowym. To od nich zależało, czy zdobędę sponsorów. Domyślacie się pewnie, że antybiotyk na urodę nie posłużył mojej karierze sportowej. Być może, gdybym to skonsultował z trenerem, sprawy potoczyłyby się nieco inaczej.

W czasie studiów rozpocząłem randkowanie. W dużej mierze przy pomocy aplikacji temu służących, czyli „ludzkiego allegro”. Kto choć raz tego zaznał, wie, że w Internecie nie ma forów. Albo ciało, włosy, twarz, ręka, stopa, penis, pupa, łechtaczka się zgadzają, albo „NEXT”!

Nie wiem, jak Wy, ale odkryłem, że czasem nawet kiedy wejdziecie w relacje z kimś, po czasie okazuje się, że Wasze ciało może się znudzić. Oczywiście, ja już wiem, że świadczy to zwykle o płytkości relacji.



Opisuję to wszystko, chcąc Wam pokazać też pewien paradoks. Kiedyś byłem zbyt rozbudowany, jak na młodego chłopaka i zazdrościłem tym, którzy wyglądali jakby wyszli z obozu pracy, a teraz z utęsknieniem fantazjuję o tym, jakby to było fajnie wyrzeźbić swoje ciało. Aż mnie mdli, gdy o tym piszę, ale to chyba przez zeżartą czekoladę, która z pewnością posłuży mojej realizacji marzeń.   

  Odnosząc się do tytułu – poczucie bycia niewystarczającym zwykle ma głębsze podłoże. Mówi Wam to koleś w trakcie własnej terapii. Jednak przyszedł taki moment, kiedy coraz częściej, coraz więcej osób przyznaje się do tego problemu.  Era obserwowania wykreowanego życia innych skłania nas do myślenia, jacy NIE jesteśmy. Dopiero kiedy ludzie z pozoru szczęśliwi, uśmiechnięci, szczupli mówią, że też ich prześladuje obsesja piękna, czy też poczucie bycie niewystarczającymi, myślę sobie… no to chil! Nie jestem sam!

Obcując  z ludźmi starszymi ode mnie o 10/ 20 lat, przeczuwam , że jeszcze dopadnie mnie żałoba po niepowrotnie utraconej młodości i jędrności skóry. Nim to jednak nadejdzie wezmę do ust kolejny kęs zapiekanki z serem i pieczarkami, posypanej prażona cebulką i oblaną keczupem. Nie ważne, że to już trzecia w tym tygodniu. Spalę ją na siłowni w trakcie jednego z moich co miesięcznych treningów, systematycznie dokumentowanych na Instagramie.


Do następnego!

     

1 komentarz:

  1. Smutny tekst, ale też dużo w nim humoru. Fajnie, że jesteś w trakcie terapii, bo rzeczywiście z tekstu wynika, że skupiasz się na tym czego nie masz, a nie na tym, co masz, ale biorąc pod uwagę Twoje trudne doświadczenia ze szkół to raczej trudno się dziwić, że masz poczucie, że ciągle czegoś Ci brakuje. Pozdrawiam ciepło i życzę, żebyś z czasem dostrzegał coraz więcej swoich zalet, bo z pewnością wiele ich jest.

    OdpowiedzUsuń