środa, 9 listopada 2016

Szkoleni do życia, szkolącymi świat!

Człowiek niepełnosprawny wzrokowo chodząc do szkoły dla dzieci słabo widzących uczy się: w jaki sposób funkcjonować z własnymi dysfunkcjami, jak poradzić sobie w naturalnym środowisku, jakie sprzęty mogą mu pomóc w codziennym życiu i jak informować innych ludzi o swojej chorobie, w taki sposób, aby móc później bez problemu nawiązywać z nimi relacje, a także współpracę.  Uczy się, by nauczać innych.

Nieco patetycznie?

Jednak w ostatnim miesiącu zrozumiałem, jak niełatwym, a zarazem istotnym jest to zadanie. To trochę, jak szkolenie na coacha. Aby móc pomagać innym, trzeba najpierw samemu przejść przez serię treningów personalnych. Tu jednak występuje zasadnicza różnica. Krecik ucząc innych, pomaga samemu sobie. To od niego całkowicie zależy, jak świat będzie go postrzegał.

Nie raz pisałem o ciągłej potrzebie przełamywania tabu. Wynika ono z braku wiedzy. Nie jesteśmy w szkole uczeni języka migowego, tego jak pomagać niewidomym, wprowadzać ich do autobusu itp.

Efekty są np. takie:

Będąc w szóstej klasie szkoły podstawowej nie miałem jeszcze styczności z placówkami dla dzieci niepełnosprawnych. Chodziłem do zwyczajnej szkoły. Od roku wiedziałem o moich problemach ze wzrokiem i uczęszczałem na zajęcia ogólnorozwojowe dla słabszych uczniów. Pewnego razu pani prowadząca te zajęcia, powiedziała, że jeżeli nie przyniosę ze sobą okularów, to mi je narysuje na twarzy. Tekst został rzucony pół żartem, pół serio. Kobieta nie rozumiała, że mojej chorobie nie pomoże para szkieł ograniczająca, co najwyżej, pole widzenia.

Powyższa sytuacja jest jedną z wielu, kiedy to nauczyciele, czyli osoby przygotowane pedagogiczne do pracy z dziećmi, wykazują brak zrozumienia. Uważam, że jest to m.in. przyczyną zaburzeń społecznych u osób niepełnosprawnych. Są one odrzucane przez swoją inność, nie mając szans na jakiekolwiek wsparcie ze strony dorosłych. To właśnie dla takich ludzi są stworzone tzw. ośrodki specjalne, czyli szkoły wyspecjalizowane w pracy z różnymi dysfunkcjami. Mogłoby się zdawać, że doskonalszym rozwiązaniem od takich szkół byłoby lepsze przystosowanie placówek masowych, lecz w praktyce wymagałoby to ogromnych nakładów finansowych ze strony państwa - dokształcenie kadry nauczycielskiej, zakup sprzętów specjalistycznych, zmiany infrastrukturalne. To zbyt duże wyzwanie dla Polski w erze nieustannych nowych reform nauczania.

Zejdźmy na ziemię! Sytuacja do ogarnięcia!

Po sześciu latach spędzonych w ośrodku dla dzieci słabo widzących, potrafię powiedzieć drugiemu człowiekowi, że nie widzę, z czego to wynika i sorry, ale nie będę nosił zerówek dla poprawienia jego nastroju.

Sprawdzian tych umiejętności miałem niedawno w czasie jednego z wkładów. Prowadząca, uznana za jedną z mniej przyjemnych osób, zapytała się mnie dlaczego korzystam z monookulara, a raczej co robię, bo nie miała pojęcia czego używam. Szybko wyjaśniłem co i jak, i mogliśmy kontynuować zajęcia. Niby nic, ale pomyślałem sobie wtedy, że parę lat wcześniej taka sytuacja wywołałaby u mnie większy stres, niż puszczenie bąka w kościele.

Pomagać, wyręczać, szkodzić!

Nie mogę powiedzieć, że ludzie nie są pomocni. Szczególnie młodsze pokolenia, widząc białą laskę, czy po prostu osobę słabszą, wykazują się sporą empatią. To cudowne, że w przeciągu ostatnich lat, w skutek licznych projektów społeczno- edukacyjnych, czy napływu filmów o inwalidach, zaczynamy otwierać oczy na to, co nieoczywiste. Jednak wciąż pozostaje kwestia tego, jak pomagamy. Często instynktownie, z przekonaniem, że robimy to dobrze.     
Ludzie na uczelni poznając mnie coraz bliżej i czytając w międzyczasie mojego bloga, zaczynają rozumieć moje problemy i są osoby, które naprawdę starają mi się pomóc. Czasem wręcz boję się, aby nie zaszkodzili tym samym sobie. Myślę tu o sytuacjach, kiedy w czasie zajęć zapisuję notatki na laptopie, a inni dostrzegają literówki i rzucają mi hasło, abym je poprawił. W mniejszych salach takie podpowiedzi są całkiem słyszalne przez prowadzącego, a jak każdy wie, ani nauczyciele, ani profesorowie nie lubią, kiedy przeszkadza im się na wykładach. Nie spotkałem się jeszcze z jakąkolwiek uwagą skierowaną do mnie, ale zawsze jest to napięcie, że może nadejść pierwszy raz.
Regularnie obserwuję życie studenckie moich znajomych ze środowiska blind i wiem, ze czasem ludzie mają silną potrzebę zrobić coś za nich. Widząc, że krecik szura nosem po ekranie, wolą mu ulżyć i przejąć stery nad klawiaturą. Nie wiedzą, że to właśnie wtedy dany osobnik wszystko widzi i doskonale sobie razi. Właśnie dlatego szalenie ważnym jest, abyśmy my, ślepaczki, tłumaczyli innym naszą instrukcję obsługi. Wymaga to wprawy i czasem nie lada dyplomacji, bo są i tacy co pomyślą, że jesteśmy niewdzięcznikami, krytykującymi ich jeszcze za dobre serce.

To by było na tyle w temacie! Dziękuję Wam, że poświęciliście swój czas temu wpisowi i będę wdzięczny za wszelkie komentarze z Waszej strony. To one inspirują mnie do dalszej pracy oraz uczą, jak prowadzić tego bloga lepiej. Nowych czytelników zachęcam do przejrzenia poprzednich wpisów w celu dowiedzenia się: czym jest szkoła specjalna, kiedy rodzic może zrobić z dziecka kalekę, czym jest moja choroba i od czego się to wszystko zaczęło ;)


Do następnego! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz