Szkoła. Temat, który ma dla mnie duże znaczenie, bo wbrew
pozorom to ta instytucja pomogła mi ukształtować swoją osobowość. A właściwie
to ją odbudować…
Jak pisałem w ostatnim poście, moment, gdy się
dowiedziałem, że jestem słabo widzący, był dla mnie trudny. Problemem stał się wybór gimnazjum do którego pójdę. Moja
mama szczególnie interesowała się tym tematem, bo ja wiedziałem, że z moim
świadectwem ukończenia podstawówki, SZAŁU NIE BĘDZIE!
W Centrum Zdrowia Dziecka dowiedzieliśmy się o szkole dla
osób z takimi dysfunkcjami jak moja. Pierwsza myśl i pytanie jakie się pojawiło
to: „Czy w tej szkole uczą się osoby niepełnosprawne wzrokowo, czy tez
umysłowo?”. W końcu nikt „normalny” nie chciałby uczyć się w szkole dla
„specjalnych”.
W czasie dnia otwartego dowiedziałem się, że klasa w
której będę się ewentualnie uczył ma normalny tok nauczania i jest zdrowa pod
kątem intelektualnym,. Nie minęło więc dużo czasu- dwa miesiące wakacji- aż
rozpocząłem naukę w Specjalnym Ośrodku Szkolno- Wychowawczym nr 8 dla Dzieci
Słabowidzacych im. dr. Zofii Galewskiej w Warszawie. < Pomyślcie sobie, że
całą tą nazwę musiałem zapamiętać i nie- w tym przypadku „słabowidzacych”
piszemy razem, bo ktoś zarejestrował tą szkołę z błędem w nazwie ;)
Z początku przeraziło mnie, że ta szkoła jest aż tak
mała. W jednym budynku znajdowała się podstawówka z oddziałem przedszkolnym,
gimnazjum, liceum i szkołą zawodowa, a w sumie liczba uczniów wynosiła ok. 200.
Warunki, jak w szkole prywatnej!
Mało liczne klasy, specjalistyczny sprzęt, zajęcia
rewalidacyjne pomagające usprawnić funkcjonowanie ucznia (nauka brille’a,
orientacja przestrzenna, bezwzrokowe pisanie na klawiaturze) i brak koszykówki
w czasie WF-u ze względu na zagrożenie utraty wzroku od uderzenia piłką i niski
sufit w sali gimnastycznej. Nauczyciele w większości pomocni, atmosfera
rodzinna…. albo przynajmniej wiejska- każdy każdego zna i plotki rozchodzą się
z prędkością światła. W sumie nieźle!
Jedną z korzyści, która z czasem może stać się wadą
takiej szkoły jest brak wyścigu szczurów. Niemalże nikt z nikim nie rywalizuje,
każdy uczy się jak chce, co moim zdaniem z czasem zaniża poziom ambicji.
Mimo iż na poziomie liceum żałowałem, że nie zmieniłem
szkoły, to nie da się ukryć, że dała mi ona wiele.
W czasie pobytu w SOSW nr 8 chodziłem na zajęcia fotograficzne, z
twórczego pisania, trenowałem wioślarstwa, należałem do szkolnego teatru,
działałem w samorządzie, organizowałem różne imprezy, występowałem ,a akademiach
szkolnych… Generalnie na każdym etapie mojej edukacji miałem okazję wypróbować
się na wielu polach, bo moi nauczyciele oferowali różne zajęcia i nie było
szczególnej dyskryminacji.
Kilka z tych zajęć przekształciło się w coś więcej. Przez
dwa lata należałem do kadry polskiej w wioślarstwie, uczęszczałem na zajęcia w
Ognisku Teatralnym „U Machulskich” oraz reprezentowałem szkoły specjalne w
Młodzieżowej Radzie m.st. Warszawy.
Wszystko zależy od chęci i otwartości człowieka na nowe
doświadczenia!
Wymieniając powyższe rzeczy, które mnie spotkały w okresie
edukacji nie mam na celu szpanowania rozmaitością mojej kariery naukowej, tylko
chciałbym pokazać Wam, że moja szkoła pozwoliła mi na tyle wykreować silną
osobowość, że zacząłem funkcjonować poza nią. Duży wpływ na to miała również
moja mama, która wspierała mnie w trudniejszych chwilach, bo nie da się ukryć,
że nie zawsze było łatwo i kolorowo.
Idea tego typu szkół specjalnych jest dobra, lecz nieidealna.
Wiele zależy od ludzi, którzy w ramach niej pracują. Niektórzy
uczniowie czują się dobrze w takiej szkole, bo mniej się od nich wymaga, bo
nauczyciele są za bardzo wyrozumiali… bo praktycznie w takiej szkole nie da się
nie zdać! A przynajmniej trzeba się oto starać bardzo mocno, bo kadrze
pedagogicznej zależy na tym, żeby przepchnąć daną jednostkę do przodu, co nie
koniecznie jest dobrym rozwiązaniem.
Po sześciu latach spędzonych w placówce dla krecików mam
poczucie, że dobrze jest się tam uczyć mniej więcej do poziomu liceum. W
przypadku osób, które nie są szczególnie dotknięte chorobą i potrafiłyby
poradzić sobie w normalnych warunkach, przesiedzenie w sumie dwunastu lat w
jednym budynku może być krzywdzące. Brak zderzenia się ze światem „brutalnym”,
kompletny brak poczucia „wyścigu szczurów”, a raczej ambicji która się w
związku z nim rodzi, czyli chęć poszerzania swojej wiedzy i umiejętności.
Niektórzy kończąc taką szkołę są zagubieni, bo do tej pory dostawali wszystko
na tacy, a teraz muszą „ruszyć tyłek”.
Oczywiście to nie jest żadną regułą. Znam wielu ludzi,
którzy świetnie sobie radzą na wielu płaszczyznach życia, prowadzą własny
biznes, zakładają rodziny i podróżują po całym świecie.
Szkoła Specjalna- dużo mitów, uprzedzeń i wszechobecnej
niewiedzy!
Smuci mnie, że pojęcie „szkoły specjalnej” jest przesycone
stereotypami i w ten worek wrzucone są różnego rodzaju placówki. Zarówno te dla
osób z dysfunkcjami wzrokowymi, problemami ze słuchem, jak również z
poruszaniem się, prawidłowym funkcjonowaniem neurologicznym, w społeczeństwie i
jednocześnie wśród takich szkół są szkoły przyszpitalne, co daje całkowity
kogiel mogiel.
To kreuje społeczny dystans!
Doświadczyłem tego organizując eventy, jako Młodzieżowa
Rada Warszawy, gdzie walczyłem oto, abyśmy zapraszali uczniów ze szkół dla
słabo widzących i słabo słyszących, bo z nimi można współpracować. Okazało się
wtedy, że z puli trzydziestu paru szkół znaleźliśmy ok. sześciu z którymi próbowaliśmy
nawiązać współpracę i trzy z nich ją podjęły. To jest sukces! Jednak dla kogoś,
kto nie ma w tym szczególnego zysku, łatwiej jest pominąć tę grupę odbiorców,
bo to redukuje wszelkie komplikacje.
Mimo, iż wciąż nie odczuwam satysfakcji z mówienia o tym,
że chodziłem do szkoły specjalnej <zazwyczaj wymieniam tylko numer liceum,
bądź określam ją mianem „szkoły dla słabo widzących”> to uważam, że nie jest
to zło wcielone z którego trzeba uciekać drzwiami i oknami (<były i takie
przypadki). Jeśli ktoś z Was uczy się w takiej szkole lub planuje do niej iść,
a na dzień dzisiejszy nie jest do niej przekonany, to chill! Dajcie sobie jakiś
czas na przystosowanie się i potraktujcie to, jako okazję do popracowania nad
samym sobą, by później móc wybić się ponad bariery niepełnosprawności. Po to
takie szkoły są! ;)
Spoko wpis, chociaż uważam, że liceum w tej szkole nie jest złe. Zostałam w nim bardzo dobrze przygotowana do matury. :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuń