poniedziałek, 13 czerwca 2016

Szkoła Specjalna- mity, a rzeczywistość!

   Szkoła. Temat, który ma dla mnie duże znaczenie, bo wbrew pozorom to ta instytucja pomogła mi ukształtować swoją osobowość. A właściwie to ją odbudować…

   Jak pisałem w ostatnim poście, moment, gdy się dowiedziałem, że jestem słabo widzący, był dla mnie trudny. Problemem stał  się wybór gimnazjum do którego pójdę. Moja mama szczególnie interesowała się tym tematem, bo ja wiedziałem, że z moim świadectwem ukończenia podstawówki, SZAŁU NIE BĘDZIE!

   W Centrum Zdrowia Dziecka dowiedzieliśmy się o szkole dla osób z takimi dysfunkcjami jak moja. Pierwsza myśl i pytanie jakie się pojawiło to: „Czy w tej szkole uczą się osoby niepełnosprawne wzrokowo, czy tez umysłowo?”. W końcu nikt „normalny” nie chciałby uczyć się w szkole dla „specjalnych”.

   W czasie dnia otwartego dowiedziałem się, że klasa w której będę się ewentualnie uczył ma normalny tok nauczania i jest zdrowa pod kątem intelektualnym,. Nie minęło więc dużo czasu- dwa miesiące wakacji- aż rozpocząłem naukę w Specjalnym Ośrodku Szkolno- Wychowawczym nr 8 dla Dzieci Słabowidzacych im. dr. Zofii Galewskiej w Warszawie. < Pomyślcie sobie, że całą tą nazwę musiałem zapamiętać i nie- w tym przypadku „słabowidzacych” piszemy razem, bo ktoś zarejestrował tą szkołę z błędem w nazwie ;)

   Z początku przeraziło mnie, że ta szkoła jest aż tak mała. W jednym budynku znajdowała się podstawówka z oddziałem przedszkolnym, gimnazjum, liceum i szkołą zawodowa, a w sumie liczba uczniów wynosiła ok. 200.

   Warunki, jak w szkole prywatnej!

   Mało liczne klasy, specjalistyczny sprzęt, zajęcia rewalidacyjne pomagające usprawnić funkcjonowanie ucznia (nauka brille’a, orientacja przestrzenna, bezwzrokowe pisanie na klawiaturze) i brak koszykówki w czasie WF-u ze względu na zagrożenie utraty wzroku od uderzenia piłką i niski sufit w sali gimnastycznej. Nauczyciele w większości pomocni, atmosfera rodzinna…. albo przynajmniej wiejska- każdy każdego zna i plotki rozchodzą się z prędkością światła. W sumie nieźle!

   Jedną z korzyści, która z czasem może stać się wadą takiej szkoły jest brak wyścigu szczurów. Niemalże nikt z nikim nie rywalizuje, każdy uczy się jak chce, co moim zdaniem z czasem zaniża poziom ambicji.

   Mimo iż na poziomie liceum żałowałem, że nie zmieniłem szkoły, to nie da się ukryć, że dała mi ona wiele.

   W czasie pobytu w SOSW nr 8 chodziłem na zajęcia fotograficzne, z twórczego pisania, trenowałem wioślarstwa, należałem do szkolnego teatru, działałem w samorządzie, organizowałem różne imprezy, występowałem ,a akademiach szkolnych… Generalnie na każdym etapie mojej edukacji miałem okazję wypróbować się na wielu polach, bo moi nauczyciele oferowali różne zajęcia i nie było szczególnej dyskryminacji.

   Kilka z tych zajęć przekształciło się w coś więcej. Przez dwa lata należałem do kadry polskiej w wioślarstwie, uczęszczałem na zajęcia w Ognisku Teatralnym „U Machulskich” oraz reprezentowałem szkoły specjalne w Młodzieżowej Radzie m.st. Warszawy.

  Wszystko zależy od chęci i otwartości człowieka na nowe doświadczenia!

   Wymieniając powyższe rzeczy, które mnie spotkały w okresie edukacji nie mam na celu szpanowania rozmaitością mojej kariery naukowej, tylko chciałbym pokazać Wam, że moja szkoła pozwoliła mi na tyle wykreować silną osobowość, że zacząłem funkcjonować poza nią. Duży wpływ na to miała również moja mama, która wspierała mnie w trudniejszych chwilach, bo nie da się ukryć, że nie zawsze było łatwo i kolorowo.

   Idea tego typu szkół specjalnych jest dobra, lecz nieidealna. 

   Wiele zależy od ludzi, którzy w ramach niej pracują. Niektórzy uczniowie czują się dobrze w takiej szkole, bo mniej się od nich wymaga, bo nauczyciele są za bardzo wyrozumiali… bo praktycznie w takiej szkole nie da się nie zdać! A przynajmniej trzeba się oto starać bardzo mocno, bo kadrze pedagogicznej zależy na tym, żeby przepchnąć daną jednostkę do przodu, co nie koniecznie jest dobrym rozwiązaniem.

   Po sześciu latach spędzonych w placówce dla krecików mam poczucie, że dobrze jest się tam uczyć mniej więcej do poziomu liceum. W przypadku osób, które nie są szczególnie dotknięte chorobą i potrafiłyby poradzić sobie w normalnych warunkach, przesiedzenie w sumie dwunastu lat w jednym budynku może być krzywdzące. Brak zderzenia się ze światem „brutalnym”, kompletny brak poczucia „wyścigu szczurów”, a raczej ambicji która się w związku z nim rodzi, czyli chęć poszerzania swojej wiedzy i umiejętności. Niektórzy kończąc taką szkołę są zagubieni, bo do tej pory dostawali wszystko na tacy, a teraz muszą „ruszyć tyłek”.  

   Oczywiście to nie jest żadną regułą. Znam wielu ludzi, którzy świetnie sobie radzą na wielu płaszczyznach życia, prowadzą własny biznes, zakładają rodziny i podróżują po całym świecie.

   Szkoła Specjalna- dużo mitów, uprzedzeń i wszechobecnej niewiedzy!

   Smuci mnie, że pojęcie „szkoły specjalnej” jest przesycone stereotypami i w ten worek wrzucone są różnego rodzaju placówki. Zarówno te dla osób z dysfunkcjami wzrokowymi, problemami ze słuchem, jak również z poruszaniem się, prawidłowym funkcjonowaniem neurologicznym, w społeczeństwie i jednocześnie wśród takich szkół są szkoły przyszpitalne, co daje całkowity kogiel mogiel.

   To kreuje społeczny dystans!

   Doświadczyłem tego organizując eventy, jako Młodzieżowa Rada Warszawy, gdzie walczyłem oto, abyśmy zapraszali uczniów ze szkół dla słabo widzących i słabo słyszących, bo z nimi można współpracować. Okazało się wtedy, że z puli trzydziestu paru szkół znaleźliśmy ok. sześciu z którymi próbowaliśmy nawiązać współpracę i trzy z nich ją podjęły. To jest sukces! Jednak dla kogoś, kto nie ma w tym szczególnego zysku, łatwiej jest pominąć tę grupę odbiorców, bo to redukuje wszelkie komplikacje.


   Mimo, iż wciąż nie odczuwam satysfakcji z mówienia o tym, że chodziłem do szkoły specjalnej <zazwyczaj wymieniam tylko numer liceum, bądź określam ją mianem „szkoły dla słabo widzących”> to uważam, że nie jest to zło wcielone z którego trzeba uciekać drzwiami i oknami (<były i takie przypadki). Jeśli ktoś z Was uczy się w takiej szkole lub planuje do niej iść, a na dzień dzisiejszy nie jest do niej przekonany, to chill! Dajcie sobie jakiś czas na przystosowanie się i potraktujcie to, jako okazję do popracowania nad samym sobą, by później móc wybić się ponad bariery niepełnosprawności. Po to takie szkoły są! ;)

2 komentarze:

  1. Spoko wpis, chociaż uważam, że liceum w tej szkole nie jest złe. Zostałam w nim bardzo dobrze przygotowana do matury. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.

    OdpowiedzUsuń